W tym odcinku kolejne opuszczone cerkwie i wyprawa na Połoninę Wetlińską. Do poprzednich odcinków zapraszam TU i TU.
Opuszczona cerkiew z kolumnami stoi przy asfaltówce przez wieś na północy Podkarpacia. Tym razem też niestety nie mogę podać dokładnej lokalizacji, bo przez wybite okno można się tam dostać nie tylko na legalu i po wnętrzu widać, na szczęście w bardzo niewielkim stopniu, że nie wszyscy wchodzą tam bez złych zamiarów.
Ja weszłam przez drzwi - wcześniej namierzyłam strażnika kluczy;> i
zadzwoniłam do niego. Powiedział, że w umówionej porze zostawi drzwi
otwarte i dotrzymał słowa. To była druga zwiedzana przeze mnie
opuszczona cerkiew i pierwsza z zachowanymi malowidłami, że o ambonie
nie wspomnę.
Cerkiew została zbudowana w połowie XIX wieku. Nie ma już drobnych elementów wyposażenia, ale malunki i charakterystyczne kolumny na ikonostasie, prawdopodobnie jedynym takim w kraju, czynią obiekt bardzo wiesiexowo atrakcyjnym. To wspaniała sceneria do zdjęć, żałowałam, że nie mam szerszego kąta i kładłam się na podłodze, by i tak coś na swoją miarę z tego uszczknąć. Po otwarciu drzwi widok od razu powala:
Pozostaje delektować się szczegółami i wyginać się na wszystkie strony przy fotografowaniu kolejnych części sufitu;>
Nie wiadomo jednak, czy patrzeć do góry, czy na boki, tyle jest widoków:
Do cerkwi Podwyższenia Świętego Krzyża w Dachnowie da się dostać tylko z pomocą klucza, który jest u kogoś w okolicy. Podaję lokalizację, bo zwiedzający jest pilnowany, a obiekt nie leży na uboczu. Został zbudowany w 1864 roku. Po wysiedleniach służył jako kościół katolicki, gdy zbudowano nowy, świątynia została opuszczona.
Cerkiew zwiedziłam ostatkiem sił, po całym dniu jeżdżenia i zdobywania kluczy. Warto było się poświęcić. W środku są obrazy, chorągwie i opuszczone organy.
Do tego światło wchodzące do środka przez witraże robi piękne wzorki na podłodze:
Teraz pokażę cerkiew, która choć nie jest opuszczona, to na pewno warta odwiedzenia. To cerkiew w Gorajcu. O klucz trzeba starać się we wsi. Odwiedziłam to miejsce zachęcona przez urzędników z Cieszanowa i Starego Dzikowa, którzy pokazywali mi tamtejsze cerkwie. Chodzi o złoty ikonostas, restaurowany w Krakowie. Miejsce jest starannie zamknięte i pilnowane, zwiedzający też nie wchodzą sami. Warto postarać się o klucz, świątynia jest naprawdę piękna.
Na koniec jak zwykle coś z zupełnie innej beczki, czyli Połonina Wetlińska. Zachwyciła mnie chyba jeszcze bardziej niż Caryńska. Może dlatego, że w jej najpiękniejszych miejscach byłam zupełnie sama z powodu wczesnej pory. Niesamowite wrażenie, być samej na takiej przestrzeni:> Na pewno tam wrócę, choć niestety ze stolicy to kawał drogi.
Zostawiłam autko na płatnym parkingu w Brzegach Górnych, tym przy wejściu na żółty szlak. Moja kontuzja już o wiele mniej dawała mi się we znaki, niż nawet poprzedniego dnia na Caryńskiej i dawałam radę iść bez kostura, a na samej połoninie już praktycznie szłam swoim normalnym tempem. Oczywiście zanim wyjdzie się na otwartą przestrzeń, droga prowadzi przez las, ale po drodze są małe polanki z rudymi trawami i fioletowymi kwiatami, jak minipołoniny.
W pewnym momencie widać słońce wpadające do bukowego lasu od prawej strony, tam się zakręca i od razu widać drogę prowadzącą przez żółte trawy w różnych odcieniach prosto do Chatki Puchatka, czyli schroniska na szczycie Połoniny Wetlińskiej.
Weszłam do środka, już strasznie głodna. Uważajcie na kwestie śniadania w Ustrzykach Górnych. Rano jest wielka kolejka w sklepie, bo chyba ofiar absurdalnie późnego śniadania w tutejszym głównym hotelu oraz braku śniadania w schronisku jest niemało. W środku Chatki Puchatka jest tak:
Umyć z kolei można się w źródełku położonym o pół kilometra od Chatki. Widziałam tam nawet z daleka jakąś grupę ludzi. W schronisku za ladą rozpoznałam pana Lutka Pińczuka, od dziesiątek lat mieszkającego w Bieszczadach. Zapytałam, czy jest coś do jedzenia, bo nie ogarnęłam śniadania. - To odgrzeję ci żurek - powiedział pan Lutek. Musiałam wyjąć z zupy śladowe ilości kiełbasy, ale jak mus to mus;> Oto moje bieszczadzkie śniadanie:
Potem poszłam drogą przez Połoninę Wetlińską, zupełnie sama, w ciszy, z idealną, nie zagrażającą niczym pogodą. Dopiero przed samą Przełęczą Orłowicza zaczęli się ludzie, zresztą głownie obcokrajowcy, chyba Słowacy.
Tak jak na Połoninie Caryńskiej, idzie się przez kolejne wzniesienia kamienistymi ścieżkami. Koniecznie trzeba iść rano, gdy nie słychać żadnych wrzasków i tym podobnych odgłosów wydawanych przez co niektórych ludzi. Człowiek czuje się tam jak jakiś kowboj na prerii normalnie;>>
Gdzieniegdzie widać minigołoborza:
Gdy zbliża się Przełęcz Orłowicza, pojawiają się niewysokie drzewa i wysokie, liliowe kwiaty, o tej porze coraz bardziej białe.
Wśród tych liliowców już spotykałam ludzi, a na Przełęczy Orłowicza siedziało parę grupek. Czułam się dobrze, wiec zanim zeszłam do Wetliny, zdobyłam jeszcze szczyt Smereka za przełęczą.
Potem wróciłam na Przełęcz Orłowicza i doszłam żółtym szlakiem do Wetliny. Uwaga - na drogowskazach i mapach mocno przesadzili z czasem zejścia. Dojście do parkingu w Wetlinie nie zajmuje dwóch godzin, a 45 minut. Busy zatrzymują się przy tak zwanym "sklepie abc", do którego prowadzi drogowskaz przy parkingu. Trzeba trochę poczekać, zanim jakiś bus przyjedzie lub zadzwonić i się umówić. W necie bez kłopotu da się znaleźć sporo namiarów.
Ciąg dalszy nastąpi:>
Wycieczka świetna..piękne obiekty i góry..pozazdrościc można :)
OdpowiedzUsuńOpuszczona cerkiew z kolumnami jest wręcz bajkowa. Widzę wycieczka w góry udana, wspaniałe zdjęcia!
OdpowiedzUsuńWnętrza dwóch pierwszych cerkwi kojarzą mi się z teledyskami popularnej polskiej kapeli metalowej - albo i filmów grozy.
OdpowiedzUsuńŚwietne zdjęcia, na prawdę zazdroszczę wyprawy
OdpowiedzUsuńNiesamowite bogactwo, a jedyne co cieszy, to że chociaż opuszczone, jest strzeżone. Cudowne zdjęcia, złoty ikonostas imponujący, a patrząc na zdjęcia z górskich wędrówek oddycham głębiej. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDziwna ta jaszczurka ze zdjęcia, mamy tylko 3 gatunki jaszczurek ale żeby któraś z nim miała czarny koniec ogona? Dziwnie ubrawiona, stawiał bym na samicę żyworódki. Ale i tak jakaś dziwna...
OdpowiedzUsuń