W zeszłą sobotę wybrałam się do Kampinosu tuż po orkanie Ksawery. W okolicy dojazdu pożarowego nr 49 w Izabelinie niestety było widać skutki wichury.
A oto opisywana w części pierwszej wpisu Duchna Droga, czyli nawiedzony las w wersji zimowej:
Izabelin pod śniegiem:
Jeszcze przed orkanem i śniegiem odwiedziłam parę innych miejsc. Oto jedna z tras: Julinek (przez Leszno) -osada Łubiec- Stara Dąbrowa - Rezerwat Biela - Rezerwat Żurawiowe - Górki - Sosna Powstańców-Rezerwat Nart - wieś Narty. W Lesznie tym razem udało się podjechać pod sam pałac, była jakaś konferencja. Poprzednio zastałam zamkniętą bramę.
W Julinku od 1967 do 1999 roku działała słynna Szkoła Cyrkowa. Pamiętam, jak w latach 90-tych byłam tam z wycieczką szkolną i jeździłam na koniach, zdaje się, że nawet dokładnie w tym budynku:
Dziś cały teren zajmuje hotel i zakład produkcji świetlików oraz klap dymowych, cokolwiek to znaczy. Żeby tam trafić, trzeba jechać od Leszna drogą 579. W lesie po lewej stronie pojawi się brama z nazwą tego zakładu. Można pod nią zaparkować. Opuszczona arena cyrkowa jest na końcu asfaltówki, która prowadzi od bramy. Doszłam nie spotykając nikogo, a gdy wracałam, pokazał się pan portier. Nie był jakiś specjalnie zły, ale wyszło na to, że tak naprawdę nie wolno tam podchodzić, bo teraz to zamknięty teren tej fabryki.
Skręciłam na chwilę do osady Łubiec na lewo od szosy. Na końcu asfaltówki jest malutki opuszczony domek, na którym zachował się jeszcze numer:
Następnym celem był Rezerwat Biela, czy też Obszar Ochrony Ścisłej Biela. Żeby tam trafić, trzeba jechać dalej prosto drogą 579, aż pokaże się drogowskaz na Starą Dąbrowę, wtedy skręcić w lewo i jechać ładny kawałek drogi, aż po prawej nie pojawi się skręt do Ośrodka Szkolenia Wolontariuszy, jakiegoś harcerskiego ośrodka. Miał tam być parking, ale oczywiście okazało się, że o tej porze roku ośrodek nie działa. W tej sytuacji trzeba było zaparkować na tzw parkingu leśnym, tuż przy wejściu na ścieżkę dydaktyczną Wokół Bieli.
Poszłam więc tamtędy w ten matecznik i muszę przyznać, że się trochę bałam. Poza mną żywego ducha, a w zaroślach pewnie niejeden gigantyczny łoś ludojad. Doszłam kawałek dalej za grób żołnierza, na bagno.
Potem zaatakowałam rezerwat od drugiej strony, bo trasa na szczęście jest zapętlona. To był świetny pomysł. Byłam tylko ja i stukające wniebogłosy dzięcioły duże. Nade mną kołował myszołów. Potem zobaczyłam jeszcze jednego, niestety nie zdążyłam zrobić zdjęcia.
Najlepszą zwiedzoną częścią rezerwatu był odcinek z prostymi, wysokimi olszami czarnymi, posadzonymi tam na miejsce wiatrołomów w latach 50-tych.
Kolejnym przystankiem były okolice Rezerwatu Żurawiowe. Żeby tam dojechać, trzeba jechać dalej Starą Dąbrową i skręcić w lewo w wąską asfaltówkę. Droga prowadzi nad Kanałem Łasica. Dojeżdża się do rozwidlenia gruntowych dróg przy krzyżach. Dalej lepiej już iść na piechotę, bo wielkość i głębokość dziur w drodze do kolejnego kanału i "polany wypoczynkowej" jest nieprzeciętna. Samochód musiałam zostawić na tym skrzyżowaniu, bo nie było innego wyjścia i poszłam dalej prosto. Dojdzie się do mostku nad kanałem. Podmokłe tereny Żurawiowego będą niedaleko.
Dalsza droga prowadzi do wsi Górki.
W niej skręciłam w lewo i dojechałam do Sosny Powstańców po lewej stronie na rozwidleniu dróg. Drzewo przewróciło się ze starości w 1984 roku. Jego nazwa wzięła się stąd, że na konarach sosny carscy żołnierze wieszali powstańców styczniowych.
Za sosną jest jedna z dróg prowadzących do rezerwatu Zamczysko, który zostawiłam sobie na inny raz i pojechałam w kierunku rezerwatu Nart. Tutaj rosną najgrubsze i największe drzewa w Kampinosie. Rezerwat powstał prawie 20 lat przed utworzeniem samego Parku Narodowego, w 1940 roku, za czasów okupacji. Wszystko dzięki dzielnemu leśnikowi inż. Stanisławowi Richterowi, któremu udało się namówić Niemców, by tego kawałka puszczy nie wycinali i pozwolili na utworzenie obszaru ochrony ścisłej. Szkoda, że takich leśników nie było trochę więcej. Stare, grube drzewa to w Kampinosie rzadkość - puszcza długo była bezmyślnie niszczona.
W tym miejscu o mały włos nie dostałam pierwszego mandatu w życiu i to od straży leśnej. Pan leśnik tylko zaparkował obok mnie i powiedział, że tu nie wolno się zatrzymywać i na razie uda, że mnie nie widzi, ale potem mogą mi wlepić mandat. Najbliższy legalny parking jest ponoć dopiero w Granicy. Porobiłam więc zdjęcia i pojechałam sobie dalej asfaltówką prosto do wsi dawniej nazywającej się Narty ("narty" znaczyło kilkaset lat temu "lasy"), dziś będącej częścią pobliskiego Józefowa pod Kampinosem. Warto zaparkować tam na poboczu między dwoma pięknymi jeziorkami torfowymi, podobnie jak to pod Otwockiem utworzonymi tam, gdzie dawniej wydobywano torf. Wzdłuż tego po lewej strony drogi (gdy jedziemy od rezerwatu Nart) prowadzi wąska ścieżka. Można też ostrożnie zejść na prawą stronę szosy. Trzeba uważać, bo teren bagnisty, ale warto się tam zapuścić. Wokół pełno śladów zostawionych przez rozhasane bobry:
Jeszcze w listopadzie wybrałam się w jeszcze inne rejony Kampinosu - w okolice Dziekanowa Leśnego i na cmentarz w Palmirach. Pogoda zupełnie wtedy nie dopisała i zwiedzałam wszystko w deszczu.
Pierwszym punktem wyprawy był opuszczony cmentarz mennonitów w Dziekanowie Leśnym. Mennonici to tak zwani Olędrzy (przybyli z Niderlandów), ewangelicy, po których ślady pozostawione w mojej okolicy zasługują na oddzielny wpis. Przyjechali do Polski, kiedyś znanej z tolerancji, w XVI wieku. Osuszali tereny, budowali drewniane chałupy. Ich cmentarze mają różne szczęście, ale akurat ten w Dziekanowie doczekał się ogrodzenia i wypielenia. Żeby tam trafić, trzeba jechać na sam koniec ul. Torfowej. Po prawej stronie, między budami i krzakami, będzie mała ścieżka. Potem skręcamy znowu w prawo, wtedy dojdzie się do cmentarza.
Po zwiedzeniu cmentarza warto pójść na spacer szlakiem "Do starego dębu". Zaparkować można obok pętli autobusu do Łomianek przy szpitalu (Konopnickiej 65). Idzie się tam zielonym szlakiem w las do rozwidlenia dróg i drewnianej wiaty, przy której stoi kamień im. Andrzeja Zboińskiego, taternika i organizatora wycieczek po Kampinosie. Tam szlaki rozwidlają się, a zielony prowadzi dalej do Obszaru Ochrony Ścisłej Sieraków. Kawałek tamtędy poszłam.
Do cmentarza i muzeum w Palmirach można dojechać asfaltówką samochodem, obok jest wygodny parking. Tuż przy cmentarzu zaczyna się ścieżka dydaktyczna, poszłam nią kawałek do miejsca egzekucji. Las w tej okolicy jest pełen krzyży, pomników, miejsc o nazwach typu "Polana Śmierci". Jakby tego było mało, przy asfaltówce postawili spalony samochód w ramach ostrzegania przed wbiegającymi na drogę łosiami. Za Palmirami można dojechać do Polany Pociecha, kawał drogi trzeba potelepać się po kocich łbach.
Roztoka to jedno z niewielu miejsc w puszczy, gdzie można spokojnie zostawić samochód na strzeżonym parkingu i iść na szlak. Na razie zwiedziłam tam tylko (w październiku) ścieżkę "Dolinką Roztoki", z której można obejrzeć obszar ochrony ścisłej Roztoka.
Małe miejscowości na południowych obrzeżach Kampinosu zwiedzałam w październiku. Wśród dworów i kościołów jest pewna ciekawostka w miejscowości Zielonki Parcela:
.
Cztery kolumny stoją sobie na samym środku pola kapusty. Żeby tam trafić, trzeba jechać ul. Południową na północ. Ruina będzie po prawej stronie. Można tam zjechać z szosy i zaparkować wzdłuż dojazdu na jedną z posesji. Podeszłam do kolumn:
Co to ma być?! Są dwie wersje wydarzeń. Według jednej z nich (m.in. przedstawionej w przewodniku "Powiat warszawski zachodni" w bardzo udanej serii "Tradycja Mazowsza"oraz w Wikipedii) to resztki nigdy niezrealizowanego sanatorium. Według drugiej, odkopanej na forum Zielonek, to resztki przedwojennej rezydencji dyrektora banku z Warszawy. Podobno podczas wojny próbował kolaborować z Niemcami i został rozstrzelany, a sąsiedzi rozebrali domostwo, aż zostały tylko frontowe kolumny.
Kolejnym przystankiem był Lipków. Warto tam pojechać w październiku, gdy każdy park podworski wygląda najlepiej. XVIII-wieczny kościół stoi tuż obok dworu, gdzie kiedyś przyjeżdżał Henryk Sienkiewicz w odwiedziny do teściów. Gdzieniegdzie można znaleźć informację, że jest tam muzeum Sienkiewicza, ale to nieprawda, w dworku jest plebania.
W Zaborowie do obejrzenia jest XVIII-wieczny kościół i pałac z 1903 roku, dziś odnowiony i zamieszkały. Da się go obejrzeć przez ogrodzenie.
Ciąg dalszy będzie następował w miarę zwiedzania :>
Owoce jałowca są piękne :)
OdpowiedzUsuńŁoś ludojad ;)) Może łosie nie są takie groźne, nigdy go nie spotkałam. To takie ładne zwierzę... Poszukałam w necie i znalazłam... jednak łoś potrafi zaatakować.
Piękne kapliczki i krzyże... drewniane i murowane - te murowane raczej wszystkie przedwojenne i pięknie wykonane.
Równie piękne są oba kościoły, pałac wygląda ciekawie.
Pozdrawiam
Po moim jedynym spotkaniu z łosiem biegaczem została mi jakaś łosiofobia :> Sama już nie wiem jak ich w razie czego nie wkurzyć, przecież jak je spotkam znów będę je fotografować.
OdpowiedzUsuń