poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Podlasie - od Drohiczyna do Kruszynian

 Na relację z kolejnej wycieczki na Podlasie z 2014 roku zapraszam TU, TU i TU

Jaskrawoniebieskie cmentarze, złote kopuły w szczerym polu, sosny wyglądające jak sekwoje. Trzydniowa, tysiąckilometrowa wycieczka za mną. Pierwszym przystankiem, jeszcze na Mazowszu był pałac w Patrykozach. Droga do niego prowadziła od południa przez gminę Mokobrody. Ładnych parę kilometrów jedzie się po kocich łbach.
 
   


Pałac w Patrykozach zbudowano w latach 40 XIX wieku. W podziemiach robił czary czarnoksiężnik Twardowski i niechcący wyhodował stwora o ciele koziołka i głowie koguta. Gdy ma się wydarzyć coś strasznego, stwór chodzi po okolicy i skrzeczy. Ostatnio pojawił się w 1999 roku. Dość trudno trafić, trzeba pytać miejscowych. Pałac niedawno odnowiono. Dostępu do niego broni ogrodzenie i domofon z japońskimi literkami. Dzwoniłam, aż dzwonienie niosło się po polach, ale nikt nie odpowiedział. Na szczęście bardzo dobrze widać ten dziwaczny budynek od strony pól.


Potem ruszyłam w stronę Drohiczyna. Wejście do tamtejszej cerkwi św. Mikołaja było pierwszym podlaskim przeżyciem. Pełno wszystkiego, mnóstwo kolorów, każdy kąt pomalowany i wykorzystany na coś innego. Cerkwie mają wiele małych ołtarzy i oddzielnie udekorowanych ikon, w tym figury wyglądające, jakby ktoś je wyciął z kartonu i ustawił obok siebie. Poza tym koniecznie trzeba zjechać na "plażę" nad Bugiem.





Ciekawe, ilu turystów co roku niechcący zawija do wsi Grabarka pod Żerczycami, która nazywa się tak samo, jak słynna miejscowość od Świętej Góry Grabarki kilkanaście kilometrów dalej. Ja byłam jednym z nich. Gdy wjechałam w pole, rolnicy uświadomili mnie, że to nie ta Grabarka. W tej okolicy zobaczyłam też pierwszą podlaską drewnianą cerkiew. Nie mogę teraz zidentyfikować miejscowości.
 
  
   

Potem szczęśliwie zajechałam do właściwej Grabarki:








  
 Mielnik, gdzie są ruiny XV-wiecznego kościoła zamkowego i prom samochodowy na Zabuże:





Nie spodziewałabym się, że pierwszą granicą państwową, do której dojadę swoim samochodem, będzie granica z Białorusią. A cerkiew w Koterce jest tak naprawdę cerkwią przy samej granicy, a nie w tej wsi.

Żeby tam trafić, trzeba jechać przez wieś od Mielnika i drogą przez las na granicę. Nie martwić się, gdy już po jednym gospodarstwie pojawi się tabliczka z przekreśloną nazwą miejscowości. Po paru kilometrach po lewej, tuż przed granicznym szlabanem w środku lasu pojawi się jaskrawoniebieska budowla.

W samej wsi trzeba ostrożnie wysiadać z samochodu, bo jest tam inwazja zmutowanych szerszeni gigantów. Jednego musiałam mordować przewodnikiem w środku auta. Gdy odjeżdżałam, stukały wkurzone w szyby. Jak inwazja zabójczych ryjówek.

Cerkiew postawiono tu sto lat temu, bo w tym właśnie miejscu Matka Boska objawiła się Eufrozynie z Tokar, zbierającej szczaw (!) na bagnisku. Woda z tamtejszej studni ma być lecznicza. Niesamowite miejsce i trzeba je zobaczyć. Jedyny minus, że nie dało się wejść do środka.




Potem ruszyłam pomału na północ w stronę Hajnówki, zatrzymując się, gdy nagle z lasu wyłaniała się kolorowa cerkiew. W jednej wsi bawiły się dzieci w czapkach Mikołajów. W Trześciance w ludowym drewnianym domku wyglądał na mnie z oszklonego ganku nadmuchiwany, niebieski stwór. W przygranicznej leśnej wsi Werstok cerkiew była otwarta, bo właśnie przyjechał zakład pogrzebowy, a gdy nieśmiało spytałam, czy mogę tu chwilę pobyć, powiedzieli, że nie ma sprawy i otworzyli trumnę z nieboszczykiem w czarnym garniturze. W Hajnówce w zajeździe czekał wiklinowy dzik obok swojego kolegi jelenia. Na parapetach były sztuczne borowiki. Za każdym rogiem się coś takiego czaiło. Gdyby ktoś miał jeszcze jakieś wątpliwości, powiem wprost - województwo podlaskie jest psychodeliczne. Miejscowości poniżej to m.in. Zubacze, Tokary, Czeremcha Wieś, Dubicze Cerkiewne, Werstok, Orla, Tyniewicze Duże, Kleszczele, Stary Kormin.






























Hajnówka i Białowieża. Kawałek szlaku "Żebra Żubra" i okolice parku pałacowego. W rezerwacie pokazowym żubry chowały się daleko od ludzi. Na wysokości zadania stanęły za to prychający jeleń, chrumkające dziki z warchlaczkami i łoś.





















Szlak otwartych okiennic: Trześcianka-Soce-Puchły, cerkwie w Łosince i miejscowości Narew:










Moim następnym celem były Kruszyniany. Jest tam zielony drewniany meczet i cmentarz tatarski. W meczecie trzeba zdjąć buty przed wejściem, a w środku tatarski pan przewodnik opowiada co i jak. Powiedział, że czasem w Kruszynianach nie ma kto pracować w polu, bo co i rusz jest jakieś święto - katolickie, prawosławne lub muzułmańskie i wszyscy nawzajem szanują swoje święta. Podobnie jest z grobami - zapalanie zniczy to według Tatarów obyczaj pogański, ale gdy sąsiad chrześcijanin jakiś zapali, to go nie gaszą. Po drodze jechałam przez Puszczę Knyszyńską, do której wrócę na pewno. Jedzie się drogą przez strasznie wysokie sosny i mija leśne atrakcje. Po Supraślu dojechałam do Białegostoku, gdzie nocowałam.





                                     








Choroszcz-Tykocin-Pentowo















Ostatnim punktem wycieczki było Kurowo, gdzie można zerknąć na Narwiański Park Narodowy nawet gdy nie jest się kajakarzem. Polecam tamtejszą ciszę i szumiące trzcinowisko.









 Na relację z kolejnej wycieczki na Podlasie z 2014 roku zapraszam TU, TU i TU

3 komentarze:

  1. Ludzie podróżujący na górę Grabarkę często zajeżdżają do wsi o tej samej nazwie. Wszyscy są już przyzwyczajeni w okolicy, żeby pomóc przyjezdnym i wyjaśnić jak dojechać do tej właściwej. A drewniana cerkiew jest w Milejczycach. Kiedyś była niebieska, ostatnio po remoncie wygląda tak jak wcześniej za czasów mojego dzieciństwa - pamiętam że jako kilkulatka bardzo się dziwiłam, gdy zmieniono jej kolor.
    Co do Milejczyc to jest tam też niesamowity stary cmentarz na którym chowano prawosławnych i katolików. Przez ostatnie kilkadziesiąt lat nikogo już tam nie chowano, cmentarz wygląda na nieco opuszczony, al to tylko pozory. Mieszkańcy wciąż odwiedzają swoich krewnych, nawet jeśli ich nie znali osobiście. Polecam serdecznie bo jest naprawdę piękny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawa strona, nawet osoby z Podlasia mogą się od Pani bardzo dużo dowiedzieć o tym regionie! Nigdy jeszcze nie słyszałam jednak odmiany "do Kruszynianów", zawsze mówi się, że jedzie się "do Kruszynian". Czy spotkała się Pani z taką formą odmiany? Jestem zwyczajnie ciekawa, może gdzieś taka forma funkcjonuje?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. faktycznie, chyba to jest błąd. już nie pamiętam, czy dałam taki tytuł, bo gdzieś tak usłyszałam, w każdym razie poprawiam:>

      Usuń