Opuszczony pałac w Z. zwiedziłam po drodze z Władysławowa do Łeby. Trzeba zjechać z drogi 213. Była straszna ulewa. Obiekt stoi na porzuconym placu budowy. Od zewnątrz jest wciąż piękny, w środku kompletnie zmarnowany przez niedawny "remont". Neoklasycystyczny pałac należał do rodziny von Zimdarsenz, został wybudowany w 1867, a przerobiony w 1922 roku. W niespełna sto lat później ktoś go po prostu zniszczył.
Nie ma ogrodzenia, a drzwi od wewnątrz wyglądają tak:
Dwa lata temu wydawało się, że pałac ma szansę na remont. Zwiedzacze donosili na forach o kupie gruzu przed pałacem i robotnikach. Dziś został tylko ten gruz. W środku wszystko doszczętnie wybebeszone i zniszczone. Tak, jakby ktoś chciał zacząć kapitalny remont, ale poprzestał na "oczyszczeniu terenu", czyli kompletnej dewastacji i nie zrobił nic poza tym. Dosłownie kilka lat temu wszystko wyglądało całkiem inaczej! Dawne relacje można obejrzeć tutaj i tutaj. Polecam zwłaszcza zdjęcia schodów i pięknego, seledynowego pieca. Po piecu nie ma śladu, a schody częściowo zostały, ale nie ma jak do nich dojść, bo są na niedostępnej wyspie gruzu. Granice między piętrami zatarły się.
Na forach powtarzane są różne pogłoski i wspomnienia o pałacu: "W latach 90-tych pamiętam ten kominek w całej okazałości a teraz to co z niego zostało to masakra. Dodatkowo na korytarzu wisiał piękny żyrandol jak na tamte czasy przepiękny. Ale jako gówniarz na więcej rzeczy nie zwracałem uwagi. Jedyne co to piękna była ta wyjściówka do ogrodu. Jeszcze całkiem niedawno tzn ok roku 2006 ktoś tam stróżował w tym pałacu. Teraz jak przejeżdżałem nikogo tam nie widać"(furi)
"Z tego co słyszałem, pałac obecnie jest w rękach fundacji A. Dymnej ,,Mimo Wszystko". Otrzymała go od PGE w zamian za ziemie w Lubiatowie, którą notabene również DOSTAŁA, na której to ma stanąć el. atomowa."
"Ponoć właściciel uporządkował teren wokół pałacu i nie zaplacił za tą pracę lub nie zapłacił wszystkiego no i teraz się ukrywa przed wierzycielami.A pałac nadal niszczeje ,a idzie zima !!!"
Były nawet plotki, że pałac miał remontować oszust od Amber Gold i stąd porzucenie wszystkiego.
Na jednym z forów można znaleźć przytoczoną wypowiedź urzędnika od zabytków na ten temat. Jakiś zapaleniec napisał do urzędu informując o tragicznym stanie pałacu. Dostał odpowiedź, że budynek zostanie zabezpieczony. Nie został.
Są boczne schody, ale tylko do pewnego miejsca daje się nimi iść. Dlatego zachowane na piętrze kolumny obejrzałam przez wybite okno:
W okolicy zauważyłam opuszczony dom z wybitym oknem i powiewającą firanką - jak w dwóch opuszczonych domkach w Puszczy Kampinoskiej. Nadal strasznie lało. Podeszłam do budynku. Na szybie były chyba ślady po kulach. Okazało się, że w pokoju jest tapeta z takim samym wzorem jak w niektórych kampinoskich domkach! Były też zniszczony zegar, szuflada z rozrzuconymi kartami, popielniczka wciąż pełna niedopałków.
W małej wsi B.L. stoi grobowiec jak z horroru.
Grobowiec został zbudowany w 1857 roku dla ziemiańskiej rodziny von Tesmar. Obok jest wiele pomniejszych opuszczonych grobów, prawdopodobnie służby dworskiej. Jak głosi legenda, rodzina von Tesmar została przeklęta. W rezultacie w rezydencji przez niemal sto lat nie urodziło się żadne dziecko i ród wymarł. Został grobowiec. Pod koniec XX wieku zaczął być dewastowany. W necie można znaleźć plotki o tym, jak to znalezionymi w roztrzaskanych trumnach czaszkami grano w piłkę. W 1999 roku dawni niemieccy mieszkańcy okolic pozbierali kości i pochowali nieopodal grobowca. Czyżby o jednej zapomnieli? A może ktoś ją tu przyniósł już potem?
Na forach można znaleźć relacje zwiedzaczy, którzy rozmawiali z okolicznymi mieszkańcami. Podobno miejsce wzbudza u nich strach. Nic mi na ten temat nie wiadomo, nie spotkałam tam na ulicy ani jednej osoby. Jednak tajemniczość miejsca, poza nieustającą ulewą, pogłębiał widok przydrożnego krzyża - tuż obok niego stała kamienna biedronka gigant :)
Wyjazd nad morze nie mógł odbyć się bez wypadu na Hel. Przy okazji wróciłam do opisywanej już tu opuszczonej hali rybackiej w portowej części Helu. Tym razem nie było słychać świergotania ptaków.
Łaziłam i jeździłam po Helu przez pół dnia. Pogoda była każda możliwa, a ludzi nie było:>
Święta Góra Rowokół niedaleko wsi Smołdzino o tej porze roku była na szczęście też całkowicie opuszczona - przez turystów. To święte miejsce Słowińców. Znaleziono tam ślady grodziska z X wieku i kultu pogańskiego, do XVI wieku na górze było z kolei sanktuarium Maryjne. Niektóre legendy mówią o labiryntach w środku góry, w których schowano Bursztynową Komnatę ;)
Żeby tam dojść, zaparkowałam pod dyrekcją muzeum w Smołdzinie i zgodnie ze wskazówkami pracowników poszłam przez wieś. Za mostem skręca się w prawo.
Potem po prawej stronie drogi widać stację benzynową, a po lewej drewnianą "bramę", za którą zaczyna się szlak na Górę Rowokół. Nie jest długi, za to jego dalsza część składa się ze schodów, więc wejście nie dla każdego może być łatwe. No i coś za coś - poza sezonem wieża widokowa była nieczynna.
Smołdzino warto zwiedzić razem z Czołpinem i Klukami. W Czołpinie jest latarnia, do której niestety z powodu braku czasu nie doszłam, za to obejrzałam tak zwany Dom Latarnika, ponurą budowlę z XIX wieku, opuszczoną w okresie międzywojennym. Dało się zwiedzać tylko od zewnątrz.
Gdy oglądałam skansen w Klukach, wiele miejsc kojarzyło mi się z opuszczonymi chatami w Puszczy Kampinoskiej. Podobnie czułam się potem w skansenie we Wdzydzach Kiszewskich, które pokażę w kolejnym odcinku.
W Klukach jest też cmentarz niemiecki - przy samej asfaltówce. Jak dowiedziałam się od przewodniczki ze skansenu, o to miejsce dbają regularnie polscy mieszkańcy. Bliskość takiego cmentarza też kojarzyła mi się z Puszczą Kampinoską.
W Klukach jest też wieża widokowa nad Jeziorem Łebsko. Żeby tam trafić, trzeba po prostu jechać drogą aż na koniec wsi.
Po drodze do Ustki wstąpiłam jeszcze do wsi Gardna Wielka, żeby zobaczyć Jezioro Gardno:
Ciąg dalszy nastąpi :>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz