sobota, 14 listopada 2015

Opuszczone miejsca na Podlasiu część 10

Domek wypełniony pajęczynami i starymi zdjęciami, chatka z haftowanym jeleniem, dwa cmentarze ewangelickie i dwie wycieczki po Suwalskim Parku Krajobrazowym - dawny park podworski, ruiny dworu i dolina Czarnej Hańczy.






Biały domek z jeleniem wyglądał porządnie, ale zdradziły go okienka zabite dechami;> Zaczęłam robić podejście i zauważyłam, że na podwórku ktoś się kręci. Dwie osoby robiły jakieś naprawy. Powiedziałam, że zwiedzam stare domy. Jedna z tych osób okazała się aktualną właścicielką chatki, próbującą ją bezskutecznie sprzedać. Wkrótce weszłam do środka.


W domku nie było już kompletu wyposażenia, ale zachowało się parę ładnych fantów, zwłaszcza wyraźnie bardzo stary święty obraz.






Właścicielka, starsza osoba, powiedziała, że kiedyś sama wyszywała tę makatkę z jeleniem:> Chciała mi ją nawet podarować i już się prawie skusiłam, ale stwierdziłam, że miejsce wszystkich rzeczy z chatek jest w chatkach.



Dom w pajęczynach okazał się.... bezprecedensowy. Stał w rejonie, gdzie nie było zatrzęsienia opuszczonych budynków, więc bardzo się ucieszyłam na jego widok. Ale gdy tylko przekroczyłam próg i chciałam wejść do pierwszego pokoju, oblepiła mnie rekordowa ilość pajęczyn. Na zdjęciach tego nie widać, ale jeszcze czegoś takiego nie było. Kiedyś w Puszczy Kampinoskiej też weszłam z właścicielem do domu, gdzie nikt przed nami nie był od 15 lat. Oblepiało nas pełno pajęczyn, ale o wiele mniej, niż mnie w tym budynku. W takim razie kto przede mną ostatni raz tam wchodził?!


Krzaczory, dziury, przeszkody i pajęczyny to oczywiście normalna rzecz w opuszczonej chacie, ale tutaj sytuacja była na tyle trudna, że robiłam zdjęcia tylko z progów pomieszczeń, a i tak byłam cała w tych nitkach. Nie muszę mówić, ile potem było otrzepywania się.






Fajna ściereczka z kogutem, ale nie dało się wejść...


Na progu pierwszego pokoju nagle zauważyłam stosik zdjęć. Komunijnych, ślubnych, a nawet wakacyjnych.







W poprzednim odcinku pisałam, że w Suwalskim Parku Krajobrazowym ma się wrażenie upchania dużej ilości różnorodnych atrakcji na małym obszarze i że nie zabrakło też cmentarzy ewangelickich. Oto i one. Pierwszy z nich na drodze od Cisowej Góry do Łopuchowa. Warto dokładnie zwiedzić to miejsce, żeby nie przeoczyć żadnych grobów.







Kolejny cmentarz ewangelicki jest we wsi Szeszupka, przy drodze prowadzącej na parking pod Górą Zamkową.





Ścieżka "Drzewa i krzewy parku podworskiego w Starej Hańczy" była pierwszym miejscem, jakie zwiedziłam w Suwalskim Parku Krajobrazowym. Jest tam parking, szlak oznaczony jest na mapach SPK. Był mroźny poranek, co oznaczało piękne światło i widoki ze szronem.



Ruiny dworu w Starej Hańczy to same schody i kawałki murów. Dopiero w Warszawie uświadomiłam sobie, jak bardzo to miejsce przypomina ruiny dworu Szaniawskiego w Zegrzynku. Tam też są same schody pozostałe po dworze, jezioro i las. Klimat też podobny.


Ostatni właściciele XVIII-wiecznego dworu to rodzina Beegerów. Podczas wojny majątek przejęli hitlerowcy, potem do budynku wprowadziła się milicja. W 1946 roku dwór spłonął. Tak wyglądał kiedyś:


Ścieżka przyrodnicza rozgałęziała się, prowadziła w parę miejsc jednocześnie. Mam nadzieję, że zwiedziłam wszystkie odnogi.



Hańcza, najgłębsze jezioro w Polsce. Według różnych pomiarów ma 108-113 metrów głębokości.









Nad wodą unosiła się ruchoma mgła













Na tablicach informacyjnych - opisy drzew i krzewów. To jabłko już tam leżało.



Aleja starych drzew, kiedyś prowadząca do dworu. Często się takie spotyka niedaleko istniejących kiedyś lub do dziś stojących dworków.














Ścieżka przyrodnicza "Doliną Czarnej Hańczy" była z kolei ostatnim miejscem, jakie zwiedziłam podczas dnia w Suwalskim Parku Krajobrazowym. Relacje z pozostałych wycieczek TU. Żeby trafić na początek ścieżki, trzeba jechać do wsi Turtul. Jest tam dyrekcja SPK, parking i coś w rodzaju popularnych teraz centrów edukacji przyrodniczej. Kładki, informacje o ziołach, sztuczne orzechy i żołędzie giganty na trawie:> Było już późne popołudnie. Pracownik parku ostrzegł mnie, że na szlaku jest miejsce, w którym mieszkańcy żądają opłat za przejście. A konkretnie "czasem wychodzi pani" z jakiegoś domu. To chyba jedyna w kraju płatna ścieżka przyrodnicza. Podobno prowadzi przez czyjeś pole no i ktoś postanowił znaleźć sobie takie źródło zarobku. Do mnie akurat nikt nie wyszedł, widocznie poza sezonem im się nie opłaca.



Pozostałości starego młyna. Opuszczony budynek pozytywnie zagospodarowany turystycznie:>





Droga prowadzi obok jeziora, wąską ścieżką w pagórkowatym terenie. Idzie się 3,5 kilometra w jedną stronę, potem trzeba wracać tą samą drogą.





Po jednej stronie są pola, po drugiej dosyć strome i wysokie zbocze pagórka, zwanego ozem turtulskim, a dołem płynie Czarna Hańcza.




Chyba najładniejsze miejsce na ścieżce. Tereny są tak nierówno i płynnie pofałdowane, że wyglądają jak zrobione z plasteliny. Na tym wszystkim głazy narzutowe. Aż trudno uwierzyć, ze coś takiego jest w Polsce.



Tutaj widok na tak zwaną dolinę zawieszoną. Wygląda jak pokrojone ciasto.















c.d.n.

2 komentarze: