Ostatni nocleg podczas październikowej trasy miałam w Rabce. Lubię tamtejszą tężnię solankową i duży park zdrojowy. Jest też sprawdzony piękny i cichy pensjonat. Poszłam na spacer po parku z samego rana, gdy poza mną i paroma osobami idącymi do pracy nie było nikogo.
Potem wróciłam do autka i podjechałam zgodnie z planem do miejscowości Tokarnia. Chciałam wejść na Urbanią Górę, a potem na Zembalową i próbować pozaszlakowych dróżek. Zaparkowałam blisko kościoła w Tokarni i ruszyłam czarnym szlakiem wzdłuż szosy. Szlak zakręcił w lewo i prowadził między domami, zanim skręcił znowu w lewo na drogę krzyżową.
W październiku chodziłam po Beskidach przez dwa tygodnie i praktycznie każdego dnia była słoneczna, idealna pogoda. Dopiero w ten ostatni dzień się zachmurzyło.
Droga krzyżowa na Urbaniej Górze kojarzyła mi się z Licheniem, co tu kryć. Ta dziwność była jednak chwilami aż interesująca:>
Starałam się fotografować to, co wyglądało w tym miejscu lepiej:>
W pewnym momencie szlak się rozdwaja, czarny prowadzi na Zembalową, kalwaria i dojście na Urbanią Górę jest po lewej i trzeba było tam skręcić.
Szczyt Urbaniej Góry:
Niestety dopiero po paru godzinach zorientowałam się, że zostawiłam na szczycie tej minigóry mój ulubiony worek na pokrowiec samochodowy, idealny jako leśny minikoc piknikowy. Już tam został i teraz zastępuje go w moim plecaku nędzna reklamówka. może ktoś go znalazł?:>
Trzeba było tą samą drogą zejść do rozejścia ścieżek, tak żeby wrócić do czarnego szlaku. Poszłam nim znów pod górkę w kierunku Zembalowej. Na Zembalową wchodziłam we wrześniu żółtym szlakiem od Lubnia, relacja TU.
Najpierw stromo pod górkę przez las, potem zboczem góry do spotkania ze szlakiem żółtym.
W tym miejscu byłam już we wrześniu. Poszłam w lewo, w odwrotnym kierunku niż wtedy. Chciałam znaleźć pozaszlakowe zejście do Tokarni przez przysiółki.
Coś pokręciłam i w efekcie wyszłam na polanę, a odejście drogi miało być wcześniej. Jakieś widziałam, ale wydawało mi się niesłusznie, że to nie to, o co mi chodziło. Wróciłam kawałek i kierując się mapą, wybrałam inną pozaszlakową ścieżkę. Jak się okazało, był to szczęśliwy traf.
Pozaszlakowa leśna droga, kawałek od polany. Szłam i wypatrywałam przysiółków.
No i jest polana, to chyba już niedaleko.
Przysiółek Cyrla widoczny w oddali:
Piękny stary buk na pozaszlakowej drodze.
Zaczęło się przejaśniać, chwilami wychodziło słońce.
Zauważyłam na mapie, że obok przysiółka Cyrla jest jeszcze mała góra Cyrla. Poszłam boczną dróżką w jej kierunku.
Kamienie ściągane z pola na bok, charakterystyczny widok w Beskidach. Na szczytach minigór też często są takie skały. Tutaj wierzchołek Cyrli. Górka Cyrla ma 666 m n.p.m., ale nic nie wygląda tu diabelsko, wręcz przeciwnie:>
Porozmawiałam chwilę ze starszymi mieszkańcami przysiółka, te patyki na starej szopie to pozostałości po przybijanych do niej każdego roku symbolach poświęcenia pola. Na rogach pól z okazji Wielkanocy ustawia się małe krzyżyki z poświęconych palm wielkanocnych, a inny obyczaj to właśnie przybijanie takich samych ozdób do ścian. Mieszkańcy Cyrli kultywują ten zanikający zwyczaj.
Wróciłam do szosy prowadzącej do Tokarni idąc wzdłuż potoku taką drogą:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz