czwartek, 26 marca 2015

Opuszczone miejsca północnego Mazowsza, część 4

W czwartej części cyklu o opuszczonych miejscach północnego Mazowsza wymarła wieś i prawie wymarła wieś:>

 



Wymarła wieś z komunijnym portretem to kolejne całkiem przypadkowe odkrycie. Jechałam drogą wojewódzką i zauważyłam w głębi pola osamotnione gospodarstwo. Wolałam tak szybko nie hamować i z rozmachem nie zakręcać, bo może bym jak kiedyś w takich okolicznościach wylądowała w rowie, co zresztą skończyło się w sumie szczęśliwie i dla mnie, i dla autka. Więc skręciłam w następną przecznicę i starałam się kierować w kierunku chatki. Wyjechałam na gruntową drogę i po chwili zauważyłam podejrzane gospodarstwa - po obu stronach drogi! Okazało się, że natrafiłam na niemal w połowie wymarłą wieś, a odcinek, na który wjechałam najpierw, był całkiem porzucony. Są tam trzy kompletne opuszczone posesje po obu stronach drogi i ruiny kolejnej, a potem, gdy minie się parę zamieszkałych domów, natrafia się na piąte porzucone gospodarstwo. Same w sobie wszystkie poza jednym rzadko są więcej niż ciekawostką, ale Dom z komunijnym chłopcem ma dużą wiesiexową wartość.



Drzwi były otwarte, część szyb wybita. Już w przedsionku widać, że sporo się zachowało i poziom dewastacji jest niewielki.






W pierwszym pomieszczeniu, dawnej sypialni - od razu chyba najfajniejszy tak zwany fant, czyli komunijny portret chłopca. Do tego święte obrazy, Jan Paweł II na fotelu i meble.












Drugie pomieszczenie to dawny "duży pokój". Wszystko świetnie się zachowało, nie ma bałaganu. Meble, meblościanka, obrazy.









Gospodarstwo po drugiej stronie drogi okazało się praktycznie puste i chyba po pożarze. Tylko w jednym pomieszczeniu była psychodeliczna fototapeta nad stertą patyków i zielska. Tuż obok - mostek nad mała rzeczką, po drugiej stronie drogi tworzącą ładne zakola.









Trzecie gospodarstwo, jak pisałam, też było opuszczone i z otwartymi drzwiami. W środku znalazłam jednak tylko ponton schowany w ciemnościach i niewiele więcej;>








Czwarty podejrzany obiekt okazał się spaloną ruiną. Jak zwykle to właśnie tam trzeba było się przedzierać przez krzaczory, a do lepszych domków nie;>





Dalej było parę domów zamieszkałych, ale zakręciłam w lewo, a tam piąty obiekt. Trochę nawet w środku zostało, zwłaszcza fajne zakopiańskie pudełeczko:>









Skoro była jedna wymarła wieś, to pora na drugą. No, może nie było aż tak jak w tej poprzedniej, że całe fragmenty miejscowości porzucone jak w jakimś horrorze, ale trzy opuszczone domy w jednej małej wsi to też coś. Pierwszy - Dom Otwarty - stał na skrzyżowaniu. Ciekawe, co tam się stało. Wyglądał, jakby coś wybuchło albo jakby w ścianę wjechał jakiś taran. Widok niezły - kawał domu wyrwany czy coś w tym rodzaju, a w pozbawionym dwóch ścian pokoju jakby nigdy nic obraz święty, makatka i szafa. Elegancko. Dostępu do dalszej części niestety brak. Przez mały fragment wybitej szybki włożyłam rękę i odgarnęłam firankę - wyposażenie jest. No, ale zamknięte, a niegdyś wewnątrzdomkowych, a dziś frontowych drzwi pilnują dewocjonalia.








Kolejny domek w tej wsi kompletnie zdewastowany, choć z zewnątrz bardzo ładny. Ale jak się przyjrzeć, jest na czym oko zawiesić:







W drugiej na wpół wymarłej wsi najlepszy był tym razem ostatni domek - Wąski dom ślubny.


W środku w pustych pokojach wisiały niby nigdy nic stare zdjęcia ślubne. Niektóre izby były bez podłogi, za to ze znakami ograniczenia prędkości, w innych dach wisiał tuż nad głową.
















c.d.n.