poniedziałek, 28 lipca 2014

Opuszczone miejsca w Warszawie część 2. Opuszczone willa i gazownia

Dziś relacja z wycieczki do opuszczonej willi położonej tuż pod Warszawą i do słynnej nieczynnej gazowni na Woli. Miejsca są zupełnie różne - jedno to resztki świetności pomieszane ze współczesnym śmietnikiem i tajemniczym ogrodem, drugie - monumentalny industrial.




Opuszczona willa na południowych obrzeżach Warszawy jest schowana obok bardzo ruchliwej drogi za niepozorną bramą i zarośniętym ogrodem. To właściwie pałacyk, z wieżą, krętymi schodami, resztkami kolorowych płaskorzeźb i sufitem jak z gotyckiego kościoła. Mało o tym budynku wiadomo. Udało mi się znaleźć informację, że zbudował go jakiś muzyk pochodzący z Włoch, a potem należał do przedsiębiorcy Stanisława Gąseckiego (1903-1958), producenta niegdyś bardzo znanych "proszków z kogutkiem" na migrenę i kaca.



 Brama na szczęście okazała się otwarta.




Buda? W każdym razie na szczęście pusta. Budynek najpierw pokazał się pod słońce, z drugiej strony można go było sfotografować i obejrzeć o wiele lepiej:



                                        

Wierszyk reklamujący specyfik dawnego właściciela brzmiał:

"Kto na zabawie chlapnie sobie,
Aż zakurzy się z czupryny,
Będzie bardzo dlań na dobie,
Łyk Migreno-Nervosiny,
Pewny będzie jednak skutek,
Gdy na marce jest kogutek."






Wszystko stoi otworem. I część dolna, niemiłosiernie zagracona, i górna, zagracona mniej i o wiele ciekawsza. Niestety w obu najwyraźniej bywali bezdomni. Trochę się bałam, czy się na kogoś nie natknę, ale się nie natknęłam. Najpierw rzuciłam okien na część dolną.W pomieszczeniu po lewej okno było częściowo zakryte czymś, co wyglądało jak rentgen:

                           











Potem trzeba wyjść i skierować się w stronę wieżyczki. Te drugie drzwi też są otwarte:





Z dokumentów znalezionych w budynku wynika, że jest opuszczony od najwyżej 12 lat. W pierwszych latach musiała to być o wiele większa urbexowa perełka.




 Na tej kondygnacji dochodzi się do pokoju z kominkiem i tarasem:













Na tarasie stoi sobie telewizor:





Potem zaczęłam wchodzić na wieżę krętymi schodkami. Teoretycznie da się wejść aż na strych. Po drodze widać kolorową płaskorzeźbę.











Na tej kondygnacji był najlepszy jak dla mnie pokój w budynku - ten z roztrzaskanym obrazem, telefonem i jakąś pustą ramą.















Jest też górny taras:




 Na koniec obeszłam budynek dookoła. W ogrodzie leżało jakieś ładne, puste pudełko:



Opuszczona gazownia na Woli to jeden z najbardziej znanych opuszczonych obiektów Warszawy. Nie jest przereklamowana - warto, a nawet trzeba ją zwiedzić będąc w stolicy. To właściwie dwa obiekty - wielkie, ceglane rotundy, z których jedna jest częściowo zalana wodą i właśnie ta ma niesamowity sufit.



Gazownia została zbudowana w XIX wieku, gdy miasto było oświetlane latarniami gazowymi. Rotundy to właśnie zbiorniki na gaz. Obiekt przetrwał wojnę, a teraz niszczeje. Podobno jego ratowanie i udostępnienie byłoby zbyt kosztowne. Obok jest muzeum gazownictwa, jednak właściciele obu terenów są podobno różni.
Były plany robienia tu muzeum Powstania Warszawskiego, a nawet mieszkań, ale nic z tego nie wyszło. I bardzo dobrze. Obiekt powinien być pozostawiony w maksymalnie takim stanie, w jakim jest teraz, w tym jest jego piękno, trzeba go tylko zabezpieczyć, przystosować i przede wszystkim udostępnić, nie chować przed słusznie zainteresowanymi zwiedzającymi.



Zwiedzanie tego miejsca nie jest łatwe. Nie jest dostępne ot tak, bez kłopotu. Nie wypada mi tu wszystkiego pisać, ale trzeba uważać i / lub się nieco postarać. A gdy już jest się u celu, ostrożność jest wskazana jeszcze bardziej. Obiekt jest niebezpieczny, wystarczy jeden zły ruch, żeby się zabić, bo do "środka" wchodzi się po czymś w rodzaju mostka bez zabezpieczeń. Wygląda to trochę jak trampolina na basenie. Naprawdę trzeba uważać, absolutnie nie polecam wchodzenia pod wpływem alkoholu czy czegokolwiek innego.

Inna jak sądzę ważna wskazówka - warto wybrać się tam przy ładnej pogodzie. Wiem, wszędzie szuka się światła, ale tam refleksy słońca, słoneczne plamki powstające w środku obiektów dzięki oknom robią ważną część atrakcyjności.

Pierwsza rotunda, ta położona bliżej parku, nie ma wody w środku, ale "trampolina" jest. Ogrom obiektu robi wrażenie. Niestety mój skromny sprzęt nie ma wystarczająco szerokiego kąta, ale wygląda to jak jakieś fabryczne Koloseum.









 Druga rotunda jest jeszcze lepsza. Zalana wodą, z nieziemskim sufitem.