piątek, 29 czerwca 2018

Beskid Wyspowy i okolice, część 20

Mglista wycieczka z Tymbarku na górę Paproć, a potem niebieskim szlakiem przez Koszary na Pasierbiec i powrót niebieskim przez przysiółki do Tymbarku.

 





To miał być deszczowy i burzowy dzień, ale postanowiłam chociaż wczesny ranek spędzić na górskiej wycieczce. Wybrałam sobie trasę prowadzącą blisko "cywilizacji", tak żeby w razie czego uciec do jakiejś stodoły pełnej Ursusów i Tarpanów;> Postanowiłam wejść na górkę zwaną Paproć od centrum Tymbarku, a potem zobaczyć, co z pogodą i ewentualnie ruszać na odwiedzony już w kwietniu Pasierbiec nową drogą, by potem jeszcze innym, nie zwiedzonym dotychczas szlakiem zejść do Tymbarku. Ostatecznie zrealizowałam cały ten plan i wycieczka udała się bardzo, także z powodu nie idealnej pogody! Póki co ruszyłam zielonym szlakiem z centrum Tymbarku w stronę góry Paproć, która ma też zresztą dwie inne nazwy - Rysia Góra i Koszerska Góra. Przeszłam obok fabryki - a więc to tu bije źródło soczków Tymbark z mądrościami na kapslach;>


Było pochmurno i mgliście, góry chowały się za chmurami.


Za zakładem przeszłam przez most na Łososinie:













Szlak skręcił z asfaltówki w las. Jak się okazało, jest też tutaj droga krzyżowa.





Mgła w lesie daje piękny efekt. Tutaj właśnie zaczynałam w nią wchodzić.













Zdaje się, że to był koniec drogi krzyżowej. Mgła robiła się coraz bardziej fotogeniczna:>





Szlak prowadził przez zalesioną górę Paproć, na której faktycznie nie brakowało paproci.













No i wyszłam na pierwszą polanę z widokami, a tam widok na chmury z góry:





Taki widok wciąż się zmienia, przed chwilą dobrze widoczne drzewa stają się nagle pozasłaniane przez chmurę:










Poszłam najpierw według niebieskich znaków kawałek w dół, ale n szczęście szybko zorientowałam się, że wierzchołek góry Paproć jest wbrew mapie kawałek dalej, a nie tam gdzie byłam wcześniej. Przeszłam przez mokrą łąkę, ale potem na słońcu całe mokre spodnie wyschły szybko, podobnie jak buty.


Dobrze, że podeszłam jeszcze ten kawałek do krzyża na szczycie - pojawiły się kolejne widoki na chmury z góry.
















Po krótkim pikniku na Paproci wróciłam do zakrętu, gdzie szlak niebieski szedł w dół, w stronę szosy z Łososiny Górnej na Podłopień. Miałam ją przekroczyć i o ile pogoda się nie pogorszy, wejść znów pod górkę (jak to w Beskidzie nomen omen Wyspowym, znów od zera z samego dołu) do wsi Pasierbiec. Szlak prowadził znów przez pięknie zamglony las pełen paproci:
 
















Szlak wyszedł z lasu na wieś Koszary lub jakieś jej przysiółki:









Przekroczyłam szosę, a potem znów rzekę Łososinę. Szukałam niebieskich znaków, które miały mnie doprowadzić do wsi Wałowa Góra, a potem do miejscowości Pasierbiec.





Widok na górę Paproć z krzyżem na czubku, gdzie byłam wcześniej:



Oznakowanie nie zachwycało, jakoś szłam przez podwórka i sady, ale w końcu trafiałam na właściwą drogę. Tymczasem niespodziewanie zrobiła się słoneczna pogoda i słońce już przypiekało.









Asfaltówka prowadziła już prawie prosto do Pasierbca:






No i jestem na miejscu, byłam tu już w kwietniu po drodze na Kamionną, relacja TU.



Tutejsze sanktuarium, tam zrobiłam sobie krótki postój na ławkach, a potem ruszyłam drogą przy pokazanej wyżej małej kaplicy z zielonym dachem.


Mała kaplica z zielonym dachem była otwarta, w środku jest tak:





Asfaltówka, którą poszłam od zielonej kaplicy, na mapie była oznaczona jako droga św. Jakuba, w rzeczywistości znaków nie znalazłam, ale według mapy szukałam przecięcia ze szlakiem niebieskim, którym miałam zejść do Tymbarku.





Symbole poświęcenia pola i gospodarstwa przyczepione na stodole:


















Wróciłam według niebieskich znaków do Tymbarku, ciemne chmury dopiero zaczynały się zbierać. Znów mi się udało zdążyć przed burzami i zrobić normalną wycieczkę. Po jakichś dwóch godzinach przyszła burza z gradem, byłam już wtedy w hotelu w Mszanie Dolnej. Na szczęście grad nie był duży i nic się nie stało autku.




Piękny Star spotkany przy fabryce w Tymbarku, do której znów doszłam. A nawiasem mówiąc, w Tymbarku tuż obok jest knajpa "Pod Jodłową Górą", która była w "Kuchennych Rewolucjach", jak wyczytałam w necie szukając jakiegoś miejsca na obiad. Nigdy nie oglądałam tego programu, ale postanowiłam sprawdzić, jak tam jest w tej knajpie i rzeczywiście zarówno ich pierogi, jak i i muzyka są godne polecenia. Od zewnątrz nie wygląda to może rewelacyjnie, ale od środka dużo lepiej i warto wstąpić.




c.d.n.