niedziela, 30 października 2016

Opuszczone miejsca i przyroda Lubelszczyzny, część 9

Opuszczony pałac z opuszczonymi lwami, porzucony dwór z kominkiem w parku z okręgiem z drzew, a do tego oczywiście UFO oraz roztoczańskie szlaki i bezdroża.






Pałac z lwami stoi w dużym, zapuszczonym parku. Najpierw podjechałam od złej strony, trzeba było zawracać, znowu szukać i tak dalej. Czasem na mapie Google lokalizacja obiektu wygląda w oczywisty sposób, a na miejscu trzeba szukać na przykład wejścia do zarośniętego parku ze wszystkich stron po kolei. W końcu zauważyłam początek alejki i poszłam nią na chybił trafił przed siebie, zastanawiając się, czy to w ogóle dobra wieś, dobry park i czy coś mi się nie pomieszało. No ale pałac nareszcie wyłonił się z krzaków.



Pałac ma ciekawą historię. Został zbudowany jeszcze w XVIII wieku, potem był rozbudowywany, na co wskazuje data na murze - 1922. Należał do słynnej rodziny Potockich. Obrazy przedstawiające budowlę i otaczający ją park malował Zygmunt Vogel. W latach 20-tych XX wieku urodził się w tym budynku pewien bardzo, ale to bardzo znany polski generał, syn zarządcy majątku. Po wojnie była tu między innymi szkoła. Pałac przeszedł w ręce gminy, która usiłuje go komuś wydzierżawić, bo nie ma pieniędzy na remont. Z drugiej strony pojawiły się informacje o spadkobiercach, którzy chcą odzyskać majątek.


Budynek jest mocno zniszczony, ale ma zamurowane okna i drzwi, nie ma szans dostać się do środka. Mimo to zaznaczyłam sobie ten pałac na mapie wycieczki, bo na zdjęciach w necie zauważyłam ciekawą rzeźbę lwa przy schodach.


Na miejscu okazało się, że lwy są nawet dwa. Omszałe, obłupane, aż się chce robić im zdjęcia. Sam pałac niedostępny, ale opuszczone lwy to jest coś:>

















Powrót do wsi tą samą aleją parkową. Na drodze leżało pełno kasztanów.







Opuszczony dwór B. stoi w małym, zarośniętym parku pośrodku pewnej wsi. Wrażenie jest dziwne, bo park niewielki, niby wszystko na widoku, na środku jakieś zaimprowizowane boisko, a dworu nie widać, taki zarośnięty. W pierwszej chwili myślałam, że mam złe namiary.. Tego dnia strasznie lało, co nawet widać na pierwszym zdjęciu. W końcu przy którejś alejce coś wyłoniło się spomiędzy krzaczorów.


Kompletne zarośnięcie, ulewa, parasol, aparat, na który mimo różnych wygięć wciąż trochę kapie... Na szczęście podczas tej wrześniowej trasy tylko przez jeden dzień padało. W internecie trawa wokół dworu była wykoszona, ale widocznie przez te parę lat od czasu zrobienia zdjęć, które mnie skłoniły do przyjechania w to miejsce, zmieniła się w krzaki giganty. Mało co było widać.


Drewniany dwór został zbudowany pod koniec XIX-go wieku, kilkanaście lat później był przerabiany. Należał do rodziny Cz., a potem G., związanej z Towarzystwem Rolniczym Hrubieszowskim.
 

Na szczęście wizyta w krzaczorach została uwieńczona eksploracyjnym sukcesem. Parasol został na progu, a ja wpełzłam do środka elegancko przez ten próg. A tam...


Piękny zachowany kominek ze zdobieniami, a między nim a piecem jakieś napisy autoironicznych wandali.







Gdy wracałam do samochodu przez park, zauważyłam, że jest w nim pewna ciekawostka. Po przeciwnej stronie alejki niż boisko wyraźnie stare już drzewa zostały posadzone tak, że tworzą krąg.


Na środku drzewnego kręgu było coś w rodzaju zaimprowizowanego ministolika. Zapewne odbywają się tu jakieś rytualne biesiady;>


A teraz ciekawostka z zupełnie innej beczki - pomnik UFO;> Lubię historie o dziwnych zjawiskach, często mnie intrygują, chociaż nie wiem do końca, co o nich myśleć. Tak czy inaczej przy okazji podjechałam do Emilcina, gdzie podobno w 1978 roku rolnik Jan Wolski został na chwilę porwany przez kosmitów do ich unoszącego się nad polaną pojazdu, przypominającego nieco przyczepę kempingową lub wagonik;> Nie mam pojęcia, czy to wszystko prawda, w każdym razie historia była swojego czasu głośna, powstały na jej temat artykuły, a nawet komiksy. Jedenaście lat temu pewna organizacja zajmująca się dziwnymi zjawiskami postawiła tu pomnik UFO. Oto on:



Jak się okazało, sytuacja z UFO została wykorzystana turystycznie:> Obok jest wiata, postawiono nawet huśtawki. Pomnik stał się ośrodkiem czegoś w rodzaju wiejskiej świetlicy na świeżym powietrzu.


Tutaj historia UFO w Emilcinie i pomnika:



Obok pomnika tak zwana kapsuła czasu do otwarcia w 3011 roku, czyli pudełko z przedmiotami pochodzącymi z naszych czasów, które być może kiedyś obejrzą przyszłe pokolenia:



Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek będę się huśtać na huśtawce nieopodal pomnika UFO, ale tak też się stało.


Ścieżka przyrodnicza "Na Bukową Górę" to taki roztoczański klasyk, za którego najlepiej brać się poza sezonem oczywiście, a poza tym w dzień powszedni i rano, żeby nie było ludzi. Tak też zrobiłam. W tym roku zajechałam do Zwierzyńca, gdzie zaczyna się ten szlak, akurat pechowo na Dożynki i ilość ludzi mimo września wystraszyła mnie. Za parę dni problemu już nie było. Po opłaceniu stosownego haraczu na pobliskim parkingu ruszyłam tą samą trasą, którą zrobiłam dwa lata temu w drodze w Bieszczady - Na Bukową Górę od parkingu w Zwierzyńcu - do szosy-szosą obok hodowli konika polskiego z powrotem na parking w Zwierzyńcu. Pokażę zdjęcia z obu tras, obie były wczesnojesienne. Trasa jest bardzo ładna i widokowa, polecam zwłaszcza niedocenianą chyba jej część od szczytu góry do szosy - polna ścieżka, widoki na roztoczańskie pola, dzika róża, wszystko to co lubię w takich wędrówkach. Ale na razie jest las i rezerwat przyrody. Przechodzi się przez bramę i idzie pod górkę.


Przy drodze najpierw widzi się kamienie, a potem pełno powalonych drzew, jak to w rezerwacie leśnym.





Na zboczach Bukowej Góry rosną jodły, buki i świerki.








Najlepsze powalone drzewo na trasie, pełne grzybów i mchów:














To pomnik leśników zamordowanych przez Niemców podczas wojny:









Dwa lata temu - Oko Proroka na szlaku;>


No i jest szczyt Bukowej Góry (310 m n.p.m.). Widoki na typowy roztoczański krajobraz, pasiaste pola, łagodne pagórki.




Droga prowadzi dalej na dół, do szosy na Zwierzyniec. Nie jest daleko.












Wzdłuż szosy, która zanim dotrze do Zwierzyńca, prowadzi obok Stawów Echo.



Zatrzymałam się obok hodowli konika polskiego. Koniki widziałam podczas poprzedniej trasy z oddali. Hodowla koników polskich jest półdzika, są dokarmiane tylko zimą. Tutaj widać je w oddali:


 Tym razem gdzieś się schowały.




Koniki były za to w zagrodzie po drugiej stronie drogi:







W tym roku nawet nie wysiadałam z auta w centrum Zwierzyńca, bo było jak dla mnie za dużo ludzi. Dwa lata temu trafiłam na znacznie spokojniejszy moment. Tak było przy XVIII-wiecznym kościele św. Jana Nepomucena na wyspie wtedy:







W tym roku między jednym celem wycieczki a drugim podjechałam też nad Zalew Rudka w Zwierzyńcu:



No a teraz Stawy Echo, czyli zwierzyniecka plaża. Nie są naturalnymi zbiornikami, powstały w 1929 roku.







Tak wyglądały Stawy Echo dwa lata temu. Wtedy przeszłam kawałek kładkami na tamtejszej ścieżce przyrodniczej. Jest plaża, w sezonie i w słoneczne weekendy oblegana.






Zakaz skoków:> Aż chce się skakać;>


Na koniec parę zdjęć z trasy w drodze w Bieszczady sprzed dwóch lat, z rejonu Roztocza. Pamiętam, jaka byłam wtedy zachwycona tym regionem i jak chciałam wrócić no i się udało, faktycznie jest tam wspaniale. Trzeba tylko szukać dróg przez otwarte pola. Daje się znaleźć zapomniane polne dróżki, gdzie są widoki godne najbardziej popularnych miejscówek. Pokażę takie miejsca w kolejnych odcinkach.











c.d.n.