niedziela, 27 października 2013

Opuszczone pałace w kujawsko-pomorskim i nie tylko

Za mną kolejna trzydniowa miniwycieczka poza Mazowsze szlakiem opuszczonych miejsc i nie tylko. Tym razem kujawsko-pomorskie i potem Bory Tucholskie.




Kolorowa sala balowa, niedźwiedzie głowy, przepiękne pozostałości po żyrandolach. Dwór w N. zainteresował mnie chyba najbardziej ze wszystkich odwiedzonych podczas tej wycieczki.





Zbudował go w drugiej połowie XIX wieku szlachcic K. herbu Jastrzębiec (zm. prawdopodobnie 1869). On i kolejne pokolenia zgromadzili w dworze istny skarbiec. Takie prywatne muzeum, które udostępniali zwiedzającym. Czego tam nie było! Łóżko Napoleona, kolekcja nocników, szkice Matejki, tabakiera Kościuszki, chińska porcelana, szabla Sobieskiego, zbroje rycerskie, meble holenderskie. Na frontowej ścianie było dziesięć kamiennych niedźwiedzich głów, z których dziś zostały dwie.


Podobno park otaczający dwór miał być miniaturą wiedeńskiego Schönbrunn i było tam 300 odmian róż. Tak wyglądał dwór w czasach świetności (źródło NAC):
                                         


Jego dalsze losy są już bardziej typowe. Podczas wojny wszystko rozkradli najpierw Niemcy, a potem Rosjanie. Po wojnie dwór oczywiście zabrało państwo. Mimo to dziedzic, Wacław Mieczkowski, mieszkał gdzieś w pokoiku aż do śmierci. W budynku działały PGR, Związek Młodzieży Wiejskiej, po 1990 roku dwór przejęła Agencja Własności Rolnej Skarbu Państwa. Od ubiegłego roku dwór ma prywatnego, nowego właściciela. Gdy przyjechałam, okazało się, że zajął się budynkiem i okolicą. Zaparkowałam przy zabudowaniach gospodarczych. Jest to niedaleko kościoła. Z dworu grzmiała muzyka. Panowie robotnicy pracowali. Powiedzieli, że jeszcze nie ma sprecyzowanych planów co do dworu, ale że na pewno nie zostanie w takim stanie, jak teraz. Oby właściciel zachował oryginalne pozostałości, takie jak te!













Pałac w R. M. właściwie zasługiwałby na osobny wpis, podobnie jak dwór w N. Też jest wyjątkowy. Pochodzi aż z XVIII wieku i dziś jest niezabezpieczonym, zaniedbanym magazynem na wszystko z OSIEMNASTOWIECZNYMI POLICHROMIAMI na ścianach. Przedstawiają sceny polowania, są jeszcze dobrze widoczne. Od razu wiedziałam, że muszę tam dojechać i je sfotografować choćby nie wiem co. Ostatnimi właścicielami pałacu było małżeństwo Gniazdowskich, podczas wojny zostali aresztowani przez Selbstschutz i zamordowani.




Obiekt stoi sobie przy samej drodze za wsią. Nie jest ogrodzony, okna straszą czarnymi dziurami. Zaparkowałam obok i zajrzałam do środka. Podłogę pokrywały orzechy. Na ścianach zobaczyłam malowidła. Nagle do pałacu weszła jakaś babcia i mnie ochrzaniła. Okazało się, że w przybudówce ktoś mieszka i pilnuje tego miejsca! Domyślam się, że nie jest to łatwe zadanie wobec tego, że drzwi i okien oraz płotu brak. Aż mi się zrobiło żal tej babci. Tak naprawdę to powinno być pilnowane przez kogoś, kto sprzedawałby bilety.







Pałac w L. z końca XIX wieku stoi we wsi położonej na zachód od drogi nr 554. Rozwalona brama, żadnych zabezpieczeń ani nawet tabliczek z groźbami. W pięknym, zwłaszcza o tej porze roku parku dworskim stoi równie piękny, biały pałac.






Jest dziełem podobno znanego architekta z Wielkopolski - Stanisława Hebanowskiego. Na stronie dworypalace.pl znalazłam taki wpis:

"Rezydencja (..) byla wlasnoscia mojego Dziada, Stanislawa Leoncjusza Landie do 1944 roku.Byl zasluzonym ziemianinem ziemi lipnowskiej,konsulem w Detroit.Zostal aresztowany przez nazistow na fikcyjnym spotkaniu ziemian 24 X 1939 i wywieziony do obozu pracy w Rudau pod Krolewcem.Tam pracowal przy budowie autostrady.Rozstrzelany w grudniu 1939.L. byl jego oczkiem w glowie.Obecny stan L. swiadczy tylko o jednym.Nie warto do niczego podchodzic emocjonalnie i przywiazywac sie."

Z kolejnego wpisu wynika, że pałac należy podobno do kogoś z Konstancina i zaczął być odnawiany, po czym próba sprzedaży nic nie dała. Dokładnie to obstawiałam chodząc po wnętrzu. Obiekt wygląda tak, jakby był porzucony po rozpoczętym, a nawet dość zaawansowanym ambitnym remoncie.

Zebrałam się na odwagę i wskoczyłam do środka. Z pewnością przede mną zdobyła się na to miejscowa młodzież, która pozostawiła po sobie na ścianach bogate polichromie przedstawiające gołe baby i gołych facetów oraz nieparlamentarne słowa pod adresem mieszkańców miejscowości Kikół. Główną atrakcją wnętrza są piękne, drewniane schody, pozostałości kominka i zdobień nad drzwiami. 










Jeżeli ktoś miałby wystarczającą wiedzę, żeby napisać książkę o porzuconych polskich dworach i ich losach, niech jedzie do dworu w Wierzbicku zrobić lepszym aparatem fotę tego oto pejzażu. Nadaje się na okładkę:


Widziałam zdjęcia dworu w Wierzbicku w necie, ale nie chciało mi się wierzyć, że ktoś tam na serio i nie na dziko mieszka. Ale tak jest! Kiedy dojedzie się do Wierzbicka pod Lipnem, trzeba jechać za sklepem spożywczym w głąb wsi, kierując się jak to zwykle bywa do dużego skupiska drzew, czyli tak zwanego dawnego parku dworskiego. Budynek z końca XIX wieku trochę przypomina współczesnym wyglądem ten starszy w Radzikach. Okna bez szyb w środkowej części. Można normalnie podjechać autem do obiektu, jadąc przez aleję jesionową.



Gdy byłam w jej połowie, zobaczyłam jakąś kobietę i zatrzymałam się obok niej. Powiedziała, że w dworze normalnie mieszkają ludzie mimo braku okien! Normalne mieszkania, nie żadni bezdomni. To była prawda. Z wybitego okna wyglądało dwóch facetów. Byli sympatyczni podobnie jak tamta kobieta, choć mieszkańcy takich miejsc bywają nawet agresywni, czego miałam nieprzyjemność doświadczyć. Ci zaprosili do środka i opowiedzieli, co jest grane. Dwór należy do gminy i teoretycznie przeszedł gruntowny remont. W ogóle na to nie wygląda. W środku są nieliczne i mało wyraźne resztki świetności. Przed nim kury, indyczki i dwie dostojne krowy.












Runowo Krajeńskie - od lat chciałam zobaczyć to miejsce. Nie pamiętam już dobrze, ale to chyba od zobaczenia zdjęć tej ruiny zaczęło się moje większe zainteresowanie opuszczonymi miejscami. We wsi Runowo każdy nakieruje na zespół parkowo-pałacowy. Jest tam też hotel. Wjechałam pod niego bez kłopotu, ruina jest dosłownie tuż obok, ale według lokalsa czasem zamykają bramę. Nikt nie przeszkadza w zwiedzaniu.







Historia pałacu sięga aż XVI wieku, przebudowany był w połowie XIX. Podczas wojny bywali tam Goering i Hitler. Dziś to chyba ozdoba hotelu. W pięknej wieży przez puste okno widać wiszący żyrandol. Nie wiem, czy ktoś go tam specjalnie umieścił, czy to jakaś pozostałość po dawnym wystroju.







Pałac w Ostromecku, choć zupełnie nie przypomina ruiny, jest obowiązkowym punktem wycieczki dzięki parkowi. Miałam tam szczęście do ładnej jesiennej pogody. Trzeba koniecznie zejść za boczną budowlą, a tak naprawdę starym pałacem, w dół schodkami w szpaler drzew do stawu, a potem za stawem do rzeki. Wszystko to kojarzyło mi się z Teresinem niedaleko Sochaczewa - miejsce zarazem spokojne i dzikie, park zadbany przechodzący w dziki. Zaparkować można przed wjazdem na teren zespołu parkowo-pałacowego, ale wjechałam bez kłopotu za bramę. Pałac jest przy samej biegnącej przez Ostromecko asfaltówce.












Pałac w N. z przełomu XVIII i XIX wieku stoi sobie w centrum wsi pod Toruniem na terenie należącym do Instytutu Hodowli i Aklimatyzacji Roślin. Portier mało mnie stamtąd nie wywalił, ale obiecałam, ze za minutkę sobie pojadę. Udało mi się wejść tylko do oficyny, pałac zamknięty i zamurowany.





W ciągu ostatnich lat trwał o niego proces między spadkobiercami - rodziną Sczanieckich a samorządem. Przed wojną rodzina wsławiła się oddawaniem majątku biednym mieszkańcom okolicy i tworzeniem tam cukrowni. Zdaje się, ze ostatecznie pałacem opiekują się władze lokalne. Można się wiele dowiedzieć z bloga http://szymon-spandowski.blogspot.com. Pozwalam sobie pożyczyć stamtąd zdjęcie wnętrza Nawry za czasów świetności:


Pałac w Zbójnie (projektu Marconiego) z połowy XIX wieku jest zamieszkany - wisi skrzynka na listy, są kwiatki. Przed wejściem stał jakiś samochód od usług blacharskich. Podczas wojny, a potem po niej był tu szpital polowy, potem podstawówka. Teraz obiekt należy do gminy. Żeby dojechać do Zbójna, trzeba jechać drogą 554 i potem skręcić w 556. Pałac będzie we wsi po lewej stronie. Zaparkować da się przy banku spółdzielczym po drugiej stronie ulicy, ale też na upartego podjechać pod obiekt. Można połączyć jego oglądanie z wizytą we wspomnianym wcześniej Lubinie, położonym na lewo od 554, gdy jedzie się od miejscowości Kikół.





Zamieszkany, ale wciąż ciekawy i dostępny z zewnątrz jest też pałac w Lulkowie z wieżą, połączony z kaplicą. Ma niespełna sto lat. Żeby dojechać do Lulkowa, jadąc od Torunia trzeba skręcić w Łysomicach w ul. Sadową w lewo. W samej wsi na skrzyżowaniu z kapliczką pałac będzie po prawej stronie. Ogrodzony, ale furtka otwarta i obok można zaparkować. Podobno w kaplicy do dziś są msze.





Poza tym przejazdem byłam też w Bydgoszczy, Toruniu, Skępem i w sanktuarium w Oborach pod Zbójnem pełnym dziwnej sztucznej zwierzyny, a na koniec wylądowałam w Chojnicach i nad jeziorem Charzykowskim, które miałam okazję sfotografować i w słońcu, i kolejnego dnia w deszczu. Bory Tucholskie (zamknięty ośrodek harcerski w Funce-Bachorze-Małe Swornegacie-Swornegacie) też zwiedzałam w ulewie i w chmurach.