czwartek, 28 lutego 2019

Gostynin i leśne okolice, mazowieckie cmentarze ewangelickie część 1

W połowie lutego wybrałam się w kolejną minitrasę w okolice Gostynina i Wyszogrodu. Przez cztery dni chodziłam po lesie i zwiedzałam zapomniane cmentarze ewangelickie tego regionu. Podobne trasy pokazywałam już między innymi TU i TU. Pierwszego dnia chodziłam tylko po będącej po drodze Puszczy Kampinoskiej, kolejne trzy spędziłam w okolicy Gostynina, po drodze odwiedzając też cmentarze. W pierwszym odcinku wycieczka po lasach w okolicy Łącka. 






Po pierwszym noclegu (w Płocku) ruszyłam rano na drugą stronę Wisły do Łącka. Zaparkowałam pod siedzibą Nadleśnictwa Łąck. Jest tam wygodny parking obok miejsca na grillowanie i ławek turystycznych. To przy ulicy Kolejowej, tuż przed wjazdem w las przy drodze na Sendeń. Na mapie "Gmina Gostynin i okolice" (wygląda TAK, gdyby ktoś chciał kupić) wypatrzyłam sobie wcześniej taką trasę różnymi szlakami i nieszlakami:

Łąck nadleśnictwo-zielony szlak-Emilianów-Jezioro Sumino-czerwony szlak do Marianowa Lucieńskiego, tam zapomniany cmentarz - Sendeń Mały-Sendeń Duży-czerwonym wokół Jeziora Sendeńskiego - powrót żółtym do szosy Łąck-Sendeń-Łąck nadleśnictwo.


Zielony szlak od nadleśnictwa na zachód najpierw krótko prowadzi asfaltówką przez las, potem skręca w leśną drogę gruntową.














Mija się zakład, gdzie stał pracujący klasyk:>





Bagienne tereny przypominające Puszczę Kampinoską, to wciąż zielony szlak po drodze do wsi Emilianów.













Wieś Stare Budy:







Zielony szlak przecina tory kolejowe (jak najbardziej czynne) i znów wchodzi w las.













Wyszłam na wieś Emilianów:














Już bliżej Jeziora Sumino zielony szlak spotyka czerwony, wtedy zgodnie z planem skręciłam w prawo.




Jest i Jezioro Sumino. Słońce niestety zaczęło się chować za chmurami, potem pokazywało się już tylko od czasu do czasu. Szlak czerwony prowadził inaczej niż na mapie, bardzo blisko jeziora, a potem nie skręcał do Marianowa Lucieńskiego, tylko wcześniej. Miałam trochę wątpliwości, jak iść.

















Szlak zakręcał w lewo i nadal prowadził tuż przy brzegu wbrew mapie, tym razem po skarpie. Jezioro częściowo zamarznięte.




Szlak wspinał się wyżej na górkę, potem wchodził w las. Na szczęście znalazłam znaki szlaku konnego, czyli jednak nie było aż tak inaczej niż na mapie. Zostawiłam chwilowo czerwony i poszłam w stronę Marianowa Lucieńskiego.



Co i rusz na tej wycieczce obszczekiwały mnie jakieś psy, bo szlaki często przecinają wsie. Na szczęście obyło się bez naprawdę niebezpiecznych sytuacji, psy tylko mnie obszczekiwały, nie gryzły. Czasem na wycieczkach spotykam przyjazne psy, które nawet idą ze mną w las na parę godzin albo tylko cieszą się, że przyszłam.Tym razem takich nie spotkałam, nie wiem dlaczego ale jakoś tak było.


Jest krzyż, tak jak na mapie. Teraz już bez znaków trzeba było poszukać zaznaczonego na mapie cmentarza. Nie miałam pojęcia, co to będzie. Może zwykły nowy cmentarz?






Przy kolejnych domach natknęłam się na jakichś ludzi, choć te wsie są często opustoszałe (choć nie opuszczone), bo wiele domów jest letniskowych. Jakaś pani poradziła mi, żebym kawałek wróciła leśną drogą, a cmentarz będzie na jej końcu. Jak powiedziała, jest tam teraz już tylko jeden krzyż. Rzeczywiście, doszłam prawie do punktu wyjścia (z tym kolorowym krzyżem), ale lekko w bok. Jeden krzyż faktycznie był i najwyraźniej ktoś o nim pamięta. To teren dawnego cmentarza ewangelickiego i tylko tyle udało mi się o tym miejscu dowiedzieć.





Na mapie tuż za cmentarzem zaznaczono punkt widokowy. Poszłam tam i faktycznie, ładny widok na jezioro Drzezno. Jest tam też rezerwat przyrody.



Wróciłam do Marianowa tą samą drogą i szłam trochę na chybił trafił, kierując się mapą, chcąc dotrzeć do szlaku rowerowego i Sendenia. Po drodze znalazłam opuszczony domek:


Już bardzo zniszczony, ale wciąż ze świętym obrazkiem na ścianie i z tapetami z wałka, czyli klasyka opuszczonych domków:



Malowniczo łuszcząca się farba na suficie to też klasyka opuszczonych domków:







Skręciłam w lewo, to chyba tam powinnam się kierować?




Doszłam do zielonych znaków rowerowych i wielkiego dębu z dość nietypową kapliczką.


Z jednej strony typowa kapliczka nadrzewna, z drugiej święty obraz przybity do drzewa.


Na obrazie Matka Boska i dzieciątko bez twarzy:





Dalej spory kawałek szło się asfaltem, do Sendenia włącznie. W oddali widać było już wieżę zaznaczonego na mapie nowego kościoła, akurat zaczynała się msza. Przez wieś szłam znów według czerwonych znaków w stronę jeziora Sendeńskiego.




















Jezioro Sendeńskie:






Za zejściem na miniplażę nad jeziorem Sendeń szłam według żółtych znaków, to była już prawie końcówka wycieczki.





















Krótki odpoczynek na stacji kolejowej Łąck, potem znów żółtym w kierunku szosy.




Szlak przeciął tory, poszłam prosto wzdłuż szosy na parking w Łącku, gdzie czekało autko.


c.d.n.