niedziela, 30 lipca 2017

Opuszczone wsie łemkowskie i inne miejsca w Beskidzie Niskim i Sądeckim, część 19

Dwa pięknie położone cmentarze wojenne z czasów I wojny światowej, niebieska cerkiew w Bielance, a do tego łemkowskie duchy domowe i różne beskidzkie bezdroża.






Cmentarz wojenny nr. 68 w rejonie Ropicy Górnej ma pewną atrakcję - kamienny mostek, przez który trzeba przejść. Wejście na niego znajduje się mniej więcej naprzeciwko odgałęzienia szosy na Bodaki.



Na drogowskazie chyba jest błąd, przynajmniej w dwóch innych źródłach ten cmentarz jest oznaczony jako 68, a nie 63. W przewodniku "Beskid Niski, przewodnik dla prawdziwego turysty" jest jeszcze inaczej - 67. W każdym razie chodzi o cmentarz za mostkiem.


Idzie się mały kawałek pod górkę zgodnie ze znakami:



No i widać mur cmentarzyka:


W książce "Cmentarze z I wojny światowej w powiecie gorlickim", którą kolejny raz bardzo polecam, miejsce jest opisane jako przypominające zaginione miasto Majów lub Azteków:> Pewnie latem bardziej to tak wygląda przez zarośnięcie, ale na początku kwietnia też coś w tym było dzięki kształtowi głównego pomnika. Na cmentarzu leży około stu żołnierzy, mniej więcej po połowie austro-węgierskich i Rosjan. Jego projektantem był Hans Mayr.










Tak wygląda potok Małastówka, nad którym idzie się przez ten ciekawy mostek pokazany wyżej:


Zbocze góry, na której jest cmentarz:


Cmentarz wojenny nr. 66 między Ropicą a Małastowem jest bardzo niedaleko. Też projektował go Hans Mayr. Można zostawić auto przy moście przez Małastówkę (moście na głównej drodze), dalej gruntowa droga prowadzi przez las pod górkę, cmentarz jest bardzo blisko.




Widoki z drogi na cmentarz:














Cerkiew w Bielance jest jest jedną z najładniejszych, jakie widziałam. Lubię kolorowe motywy na łemkowskich cerkwiach. Kiedyś wszystkie malowano na kolorowo, ale z czasem farby wyblakły i dziś już w większości tutejsze cerkwie mają kolor drewna. Inaczej niż te podlaskie, które z kolei są niemal wszystkie bardzo kolorowe - zwłaszcza zielone, niebieskie.



Cerkiew pod wezwaniem Opieki Bogarodzicy powstała w 1773 roku.


Ta ilość aut przy cerkwi wynika z tego, że przypadkiem trafiłam na pogrzeb. Było pełno ludzi, świątynia otwarta, no ale nie wypadało wchodzić. Gdy robiłam zdjęcia wokół cerkwi, mogłam sobie posłuchać pięknych śpiewów dochodzących ze środka. Z tego co się dowiedziałam, świątynia jest teraz używana zarówno przez grekokatolików, jak i przez rzymskich katolików. To chyba dość nietypowe, zazwyczaj jest albo cerkiew, albo dawna cerkiew, a dziś kościół rzymskokatolicki. Wieś Bielanka jest dziś zamieszkała w większości przez Łemków, którzy tuż po wojnie zostali przymusowo wysiedleni, a po latach wrócili do Polski.


Na zboczu góry wyżej cerkwi znajduje się mały cmentarz:


















W poprzednich odcinkach tego cyklu pisałam o różnych dawnych łemkowskich wierzeniach, w tym o tych związanych z duchami. Tym razem parę słów o zjawach i łemkowskich domach.


Wierzono, że każdy dom zamieszkują zarówno istoty z tego świata, jak i te z zaświatów. Szczególnie ulubionym przez duchy zakamarkiem był piec:> Tam grzały się duchy opiekuńcze, ale i gnieciuchy, czyli złe zmory. Z kolei strych był lubiany przez diabły. Dusze dzieci, które nie doczekały narodzin, było słychać w pisku palonych szczap drewna. Martwe płody zakopywano zresztą pod progami, a łożyska w pokoju pod stołem.

Żeby dobrze wybrać miejsce pod budowę domu, chodzono do miejscowego wróża, który oceniał, czy nie ma tam sił nieczystych. Tam, gdzie wydarzyło się nieszczęście, było nieczysto i nie można było budować. Jednym ze sposobów oceny terenu było stawianie na nim prętów i wbijanie na nie pieczonych kołaczy na noc. Gdy rano któregoś brakowało, był to zły znak.


Na koniec różne widoki na Beskid Niski z trasy marcowo-kwietniowej:

















W tych okolicach jest pełno Polonezów i Małych Fiatów:> W rejonie Skwirtnego znalazłam ich matecznik;>




Tu pijalnia wód mineralnych w Wysowej:






c.d.n.