środa, 1 lipca 2015

Opuszczone miejsca wschodniej części województwa łódzkiego część 1

Kiedy jeżdżę po Mazowszu, czasami droga od wsi do wsi prowadzi przez tereny należące już do województwa łódzkiego i właśnie tam trafia się niekiedy opuszczona chatka. Granica między województwami nie jest dobrze widoczna tak, jak na przykład w przypadku Warmińsko-mazurskiego i Podlaskiego, gdzie od razu widać różnicę zabudowy i wiesiexowych atrakcji. Czasem dopiero w domu, sprawdzając nazwy wsi, orientuję się, że wyjechałam poza mazowieckie.





Na wschodzie województwa łódzkiego jest parę chat znalezionych wcześniej przez Przemka, z którym czasem wymieniam się lokalizacjami. Tak było w przypadku Domu ze sztuczną szczęką. Jak to często bywa, kolega znalazł tam fanty, na jakie ja podczas swojej wizyty nie natrafiłam i na odwrót. W każdym razie obiekt okazał się rewelacyjny. W dodatku choć stoi w bardzo małej wsi, nie jest jedynym w tej miejscowości opuszczonym budynkiem.



Jak się okazało na miejscu, dom podzielony został na dwie połowy - taki "bliźniak". Na podwórku między połówkami postawiono płot. Między jego szczebelkami stoi niezabezpieczona studnia, więc jeśli ktoś jakimś sposobem znajdzie ten budynek, niech nie próbuje szybkiego przemieszczenia się z jednej strony na drugą po obręczy studni. W pierwszej chwili oczywiście chciałam to zrobić, bo takie przejście samo się narzuca, ale potem zerknęłam w dół i zakręciło mi się w głowie.




Najpierw zwiedziłam prawą, patrząc od podwórza, połowę, czyli Połowę ze szczęką. Drzwi są tam otwarte. Pierwszym pomieszczeniem jest dobrze zachowana kuchnia, wyglądająca, jakby dopiero co ktoś z niej wyszedł. Naczynia zostały na zmywarce, czajnik i garnki na palnikach.




Na stole leżała wyjęta szuflada pełna guzików i śrubeczek. Często w opuszczonych domach znajduje się zbiór guzików w szufladzie:>


 Na szafce - papież z filuterną miną.



 Jeden z fantów z szuflady przełożyłam na chwilę na parapet. Był to modlitewnik z gwoździami:




 Rok 1928:






 Jedna z kilku zapisanych długopisem kartek, jakie znalazłam w obiekcie. To teksty pieśni religijnych, ręcznie spisane, z błędami ortograficznymi. Akurat tę pieśń namierzyłam w guglach:


 "Zabierz nasze bule, zabierz nasze łzy". W pieśni jest "moje" zamiast "nasze"


 Wygląda na to, że dom został opuszczony bardzo niedawno:





W plastikowej torebce na podłodze - plik zdjęć i dokumentów, czyli jedne z najlepszych wiesiexowych pozostałości. Dowód osobisty - należał najwyraźniej do właścicielki. Pani S. była wysoką brunetką, urodziła się w 1942 roku  i chyba dość późno wyszła za mąż, jak na dawne czasy.




 Dwa różne zdjęcia ze chrztu, z uśmiechem i bez:










 Od czasu do czasu znajduję takie pogrzebowe zdjęcia z otwartymi trumnami w opuszczonych domach:




 Kolejna kartka z religijnymi zapiskami. "1. Części modlić się będziemy o zdrowie i opiekę nad naszą rodziną. 2. Części modlić się będziemy o zdrowie ojca świętego [..] Części modlić się będziemy za 3 wioski kture nawiedza Matka Boża".





Gdy zajrzałam do kuchennej szafki, zatkało mnie. Opuszczonej sztucznej szczęki jeszcze nie widziałam. Zresztą później też nigdy się na żadną nie natknęłam. Leżała obok okularów i świętego obrazka z Jezusem. Najpierw porobiłam zdjęcia wszystkim tym przedmiotom bez ruszania ich z miejsca, potem przesunęłam kolejno okulary i szczękę na pierwszy plan:




Potem przełożyłam na chwilę przedmioty do lepszego światła, na parapet. No i wtedy miała miejsce pewna ciekawa przygoda. Ułożyłam okulary, Jezuska i szczękę w rządku, włączyłam aparat i nie mogłam za nic zrobić zdjęcia. Pierwszy raz sprzęt zacinał się, nie chciał ustawić ostrości. Myślałam, że koniec wycieczki i już nie zrobię żadnej foty tego dnia, bo jest awaria. Wyszłam wkurzona na próg budynku i jeszcze dla pewności spróbowałam zrobić zdjęcie widoku przed domem. Aparat działał bez zarzutu. Wróciłam więc do parapetu - i znowu nic. Gdy kierowałam obiektyw na przedmioty na parapecie, sprzęt domawiał posłuszeństwa. Wychodziłam za próg kuchni - wszystko było w porządku. Przed progiem nie ustawiał ostrości - jeden krok za próg i już ustawiał. I tak kilka razy, bo sprawdzałam, wchodząc, wychodząc i próbując. Śmieszna sytuacja. Może to była kwestia światła? Ostatecznie się zresztą udało za którymś razem:



Oczywiście po wszystkim fanty wróciły na swoje miejsce. W drugiej izbie walka ze sprzętem ustała, chociaż na pierwszy rzut oka pomieszczenie było bardziej mroczne. Na ścianach wisiało pełno świętych obrazów, do tego piękne, drewniane lustro, kolejny portret komunijny i inne fanty.
















Kolejna pieśń maryjna zapisana długopisem na karce. Próbowałam guglować, ale nic nie znalazłam. Może pani S. sama wymyślała takie piosenki.









Wejście do drugiej połowy domku też nie było trudne. Najwyraźniej mieszkał tam szewc, sądząc po zgromadzonych w mieszkaniu obuwniczych tak zwanych kopytach. Zrobiłam jeden błąd, nie wchodząc na strych. Przemek znalazł tam dziesiątki kopyt, ja odkryłam tylko te w pomieszczeniach na dole. Połowa szewska składa się z trzech pomieszczeń. Oto pierwsze z nich:

















Najlepsze fanty w tej połówce - zabawki grozy leżące na podłodze, częściowo już przyklejone do podłogi jakimiś szmatami. Wygrzebałam je:












Kolejny pokój w tej połówce obiektu - nieźle zachowane, klasyczne pomieszczenie opuszczonego domu z drewnianymi łóżkami, sporą ilością obrazów, meblościanką, figurkami:














W trzecim pomieszczeniu był chyba szewski warsztacik. Są kopyta:




c.d.n.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz