Żeby tam dojechać, trzeba w Karczewie dojechać do ul. Otwockiej. Gdy jedzie się od ul. Leśnej (Otwocka to jakby jej przedłużenie), warto zaparkować tuż pod ogrodzeniem, gdy tylko po lewej stronie skończy się ogrodzenie cmentarza. Dokładnie tam też wygodnie przejdzie się przez płot.
Cmentarz żydowski w Otwocku to już naprawdę miejsce grozy, przynajmniej dla mnie. Przyznam, że ja się tam trochę bałam, tym bardziej, że trudno niechcący nie chodzić po tych grobach. Nie jest bardzo stary, podobno powstał dopiero na początku XX wieku. Przetrwał wojnę i dopiero po niej się zaczęło. Oto, co można znaleźć na kirkuty.xip.pl: "Po wyzwoleniu opuszczona nekropolia powoli popadała w zapomnienie i niszczała. Rozwijająca się roślinność pochłaniała kolejne partie cmentarza, znikały też nagrobki, wykorzystywane jako materiał budowlany czy tarcze ścierne w szlifierkach. Niektórzy mieszkańcy twierdzą, że część macew skradziono i po zeszlifowaniu wykorzystano jako płyty nagrobne na miejscowym cmentarzu katolickim. Wiele grobów zostało rozkopanych w poszukiwaniu kości, odsprzedawanych później studentom medycyny, praktykującym w otwockich szpitalach". Porządkowaniem cmentarza zajmował się swojego czasu m.in. słynny od niedawna ksiądz Lemański.
Żeby dotrzeć do tego miejsca, trzeba jechać ul. Czerwona Droga w Otwocku i gdy będzie rozwidlenie dróg na gruntową do lasu i asfaltową, skręcić w gruntową. Na kolejnym skrzyżowaniu zostawiłam autko, bo można się zakopać w piachu. Trzeba iść w kierunku słupa energetycznego, cmentarz jest tuż obok. Nie ma zadnego ogrodzenia.
Po
zwiedzeniu tego miejsca warto pojechać jeszcze na Torfy. Jedzie się
dalej Czerwoną Drogą, a gdy dojedzie się do skrzyżowania z ulica
Anielin, skręca sie w prawo i już wtedy dojeżdża się prosto do
Leśniczówki Torfy. Po prawej stronie jest parking leśny. W lesniczówce
jest małe muzeum z wycinankami kołbielskimi i oczywiście wypchaną
zwierzyną, a nawet nie tylko wypchaną, ale wilk się chował. Na prawo od leśniczówki zaczyna się szlak Rezerwatu Torfy, którego kawałek zwiedziłam.
Cmentarz ewangelicko-augsburski w Górze Kalwarii z XIX/XX wieku. Gęstwina, choć oko
wykol! Naprawde żałuję, że nie miałam jakiegoś narzędzia do wycinania
tunelu w tych wszystkich lianach. Do każdego grobu o
tej porze roku trzeba się przedzierać przez stawiające opór chaszcze.
Poza tym gnieżdżą się tam bażanty, jednego niechcący wypłoszyłam z
uwitego pod grobem gniazda.
Żeby tam dotrzeć, najlepiej zaparkować na szerokim i wygodnym poboczu tuż przy samym cmentarzu, na skrzyzowaniu ulic Rybie i Budowlanych.
Żeby tam dotrzeć, najlepiej zaparkować na szerokim i wygodnym poboczu tuż przy samym cmentarzu, na skrzyzowaniu ulic Rybie i Budowlanych.
Fantastyczne zdjęcia.
OdpowiedzUsuńO, to jest to, co lubię (naj)bardziej. Moja pierwsza wyprawa na cmentarz skończyła się guzem na czole za sprawą żeliwnego krzyża.
OdpowiedzUsuńCzy dobrze widzę, że ktoś zerwał to co było na tablicy informującej o cmentarzu emwangelickim ?! Nie, to niemożliwe ! To musiał być wiatr (od góry wiejący) albo uchodźcy bo przecież nikt z naszych rodaków, prawdziwych Polaków, soli tej ziemi.
OdpowiedzUsuńDziękuję Autorce za kolejne ciekawe zdjęcia i opisy.