czwartek, 20 września 2018

Beskid Wyspowy i okolice, część 28

W pierwszej połowie września na około dwa tygodnie wróciłam w Beskid Wyspowy. Zwiedzam ten region od mniej więcej roku i nie jestem w stanie się nim znudzić:> Z tego wszystkiego udało mi się już wejść na prawie wszystkie większe góry w Beskidzie Wyspowym, został chyba tylko Jasień. Zahaczyłam też o Beskid Makowski, wchodząc na Lubomir i Kudłacze. Pogoda dopisała i zrobiłam dziesięć wycieczek beskidzkich, przy okazji oczywiście zwiedzając wszelakie stare cmentarze. Jadąc z Warszawy, tak jak podczas majowej trasy, najpierw odwiedziłam północne obrzeża Beskidu Wyspowego, w tym przypadku Wiśnicko-Lipnicki Park Krajobrazowy. Przeszłam od Lipnicy Murowanej do Czchowa, pokażę to w tym odcinku.






Wrześniowa trasa zaczęła się nietypowo, bo wyruszyłam z Warszawy w niedzielę i najpierw pojechałam do będących w połowie drogi ze stolicy w Beskidy Starachowic. Na początku września odbywał się tam zlot Starów, czyli Legenda Stara. Robiłam tam zdjęcia na stronę Pracujące Klasyki, którą współprowadzę. Potem pojechałam do Bochni, gdzie zanocowałam. Budzik zadzwonił o piątej rano. Wsiadłam w samochód i po ciemku pojechałam do Lipnicy Murowanej, skąd miałam wyruszyć na pierwszą górską wycieczkę i przejść czarnym i zielonym szlakiem do Czchowa nad Zalewem Rożnowskim. Podczas majowej trasy szłam od Rajbrotu kawałek tą samą drogą i kusiło mnie dłuższe przejście do Czchowa. Zaparkowałam pod kościołem w Lipnicy Murowanej. To dobry patent, przy kościołach są zawsze jakieś parkingi;> Potem ruszyłam w stronę drogi 966, wypatrując zakrętu szlaku czarnego w prawo. Zrobiło się już jasno, było jakoś przed szóstą. Szlak zakręcił na gruntową drogę prowadzącą w górę na pola. Po prawej stronie pojawił się opuszczony domek:



Już mocno zdewastowany, ale sporo zostało. Między innymi klasyczna lala grozy, którą na chwilę położyłam na parapecie dla lepszego światła, a potem odłożyłam na miejsce.








Szlak prowadził na pola i między sady.


Szybko pojawiły się oczywiście pierwsze wątpliwości co do tego, gdzie właściwie iść. To częste w Beskidzie Wyspowym. Znikające szlaki, zarośnięte drogi donikąd, brak oznakowania na rozstajach dróg - już wcześniej często się z tym stykałam. Szłam na chybił trafił polem.












Wschód słońca, dla którego warto się zrywać tak po ciemku, pojawił się, gdy weszłam trochę wyżej i stanęłam przy polu za laskiem.



Rano pajęczyny są pokryte rosą i przez to o wiele lepiej widoczne na łące niż po południu.





Mgła towarzyszyła mi każdego dnia rano podczas pierwszego tygodnia trasy.
















Szłam przez zarośniętą łąkę i miałam już przemoczone spodnie i częściowo buty, których zapomniałam zaimpregnować. Warto to robić poprzedniego dnia nawet wtedy, gdy prognoza pokazuje słońce, bo z samego rana wszędzie jest rosa. Potem już ustawiłam sobie przypominacz w telefonie na każdy dzień wieczorem. Znaki w końcu wróciły na drodze przez przysiółek Podlas.



Weszłam z pól w las, wtedy kierowanie się znakami było już dość łatwe.




Takie tabliczki jak poniżej wciąż dość często widzi się w lesie, często słychać też odgłosy wycinki. Nie warto uciekać na widok tych tabliczek, najprawdopodobniej oznaczają one prace prowadzone w pewnej odległości lub na małym obszarze, gdzie będzie można spokojnie przejść bezpiecznie.




















Doszłam do miejsca przecięcia szlaku czarnego z zielonym do Czchowa. Byłam tutaj w maju, dzięki czemu było dla mnie jasne, którędy iść i gdzie zakręcić, bo przy podejściu na Piekarską Górę momentami można mieć wątpliwości. Wtedy błądziłam, teraz już pamiętałam, jak tego nie zrobić.





Szlak prowadzi wyraźną drogą przez las prosto na wschód.








Niespodziewanie spora "przepaść", ciąg dalszy Piekarskiej Góry.


Dochodzi się do tak zwanego krzyża powstańców styczniowych. Wygląda na nowy, bo został poddany renowacji, ale postawiono go jeszcze w 1864 roku na pamiątkę udziału mieszkańców pobliskich wsi w Powstaniu Styczniowym. W okolicy jest jeszcze jedno miejsce związane z tym powstaniem, ta zwane źródełko powstańców, wycieczkę do niego pokazałam TU.








Tuż obok niespodziewanie dwie wygódki w środku lasu:>






Zobaczyłam na mapie po prawej stronie od zielonego szlaku "Pustelnię św. Urbana". Okazało się, że prowadzi tam wyraźny drogowskaz. Schodzi się stromą ścieżką w dół z góry Bukowiec do XVIII-wiecznej kapliczki. Jak głosi legenda, jest postawiona na miejscu pustelni średniowiecznego ascety Urbana. Obok jest źródło, dziś całe obudowane i "zagospodarowane".




Środek kapliczki:






Wróciłam do zielonego szlaku na Bukowcu:






Droga prowadziła cały czas lasem w dół, aż doszłam do szosy na Iwkową. Jest tam mały leśny parking, na nim taki krzyż:



Szlak zielony prowadzi dalej łagodnie pod górkę w las:


Gigantyczny stos drewna jakby na opał:














Dziwne miejsce na szlaku na górze Machulec, studnia i chyba ślady dawnych zabudowań, fundamentów, jakieś kamienie.









Schodząc w stronę Czchowa musiałam zgubić znaki zielone. Wyszłam na szerszą drogę leśną, niedaleko były już domy. Znaki znalazłam po chwili, trzeba było iść trochę bardziej na lewo.




Szlak prowadził asfaltówką wśród domów w stronę Czchowa.







Po paru godzinach w lesie nagle widoki na góry:







W tym zielonym domu było chyba coś w rodzaju świetlicy. Na ławkach obok urządziłam sobie dłuższy piknik i postój.




















Szlak prowadzi chwilę gruntowym skrótem przez lasek, potem znów wychodzi się już na asfalt. Już w Czchowie idzie się obok cmentarza - parafialnego z kwaterą z czasów I wojny światowej. To cmentarz nr 297. Pochowano tu 106 żołnierzy austro-węgierskich i 8 rosyjskich.












Część parafialna:











Czchów przypomina trochę Węgrów, w ogóle takie pogranicze Mazowsza i Podlasia. Drewniana niska zabudowa i rynek.






Środek kościoła w Czchowie:


Dojście do ruin XIII-wiecznego zamku było niemożliwe - remont.


Miałam szczęście, że na rynku działa punkt informacji turystycznej - weszłam z ciekawości, po ulotki i tym podobne. Przy okazji chciałam upewnić się, że znalezione w necie informacje o busach do Lipnicy Murowanej są aktualne. Okazało się, że w necie są same bzdury. Jeśli chcecie zrobić taką trasę jak ta, to z przystanku przy drodze 75 trzeba jechać najpierw do miejscowości Gnojnik. Dopiero stamtąd są busy do Lipnicy Murowanej i to nieliczne. Powrót z Czchowa do samochodu czekającego w Lipnicy zajął mi grubo ponad godzinę. Plusem tego wszystkiego był wygląd przystanków autobusowych i w Lipnicy, i w Gnojniku. Udekorowano je kolorowymi talerzami:



c.d.n.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz