niedziela, 24 września 2017

Opuszczone wsie łemkowskie i inne miejsca w Beskidzie Niskim i Sądeckim, część 32

Górska wycieczka pięknym Węgierskim Traktem, stary cmentarz w Wisłoczku i deszczowy przejazd przez tereny dawnej wsi łemkowskiej z ruinami PGR.






Wisłoczek to wieś położona na południe od Rymanowa Zdroju. Dziś wszystkie domy są powojenne, a po dawnych mieszkańcach został cmentarz i znajdująca się na nim ruina dzwonnicy. Cmentarz jest czynny. Można tu wypatrzeć kilka ciekawych starych grobów, w tym najciekawszy ze zniszczoną porcelanką.

Wieś powstała w 1400 roku, a jej dalsza historia jest od pewnego momentu bardzo nietypowa. Pod koniec XIX wieku mieszkało tu około 800 osób, niemal wszyscy byli Łemkami. Po wojnie wyjechali na Ukrainę i wieś była opuszczona. Zmieniło się to w latach 70-tych XX wieku, kiedy osiedlili się tu... Zielonoświątkowcy. Dziś mieści się tutaj ich dom modlitwy i wielu mieszkańców jest właśnie tego wyznania.


Od razu pokażę najciekawszy nagrobek, stojący z boku, w górnej części cmentarzyka. Zachowała się zniszczona przedwojenna porcelanka i taka inskrypcja - pisownia oryginalna: "Tu spoczywa Demczuk Wasyl 1906-1943. Zawsze z Tobom. Zasmucona córka Nadia".



























Ruina dzwonnicy:







Cmentarna osobliwość Wisłoczka, czyli szczotka wisząca na drzewie:>



I okoliczne widoki:



Wizyta w opuszczonej (jak to czasem bywa, nie do końca..) wsi W. była właściwie eksploracyjną porażką z powodu ulewy. Można dojechać autem na miejsce, ale główne pozostałości w postaci cmentarzyka i cerkwiska pozostały dla mnie niedostępne. A to dlatego, że nędzna kładka na Jasiołce, zwłaszcza jej poręcze, ma już swoje najlepsze dni za sobą. Jestem lekka i bym przeszła, ale ulewa sprawiła, że przez śliskość desek nie dało rady tego zrobić bez trzymania się poręczy. A te były prawie urwane. Doszłam do połowy, ale stwierdziłam, że wobec bycia samej w takim miejscu nie bardzo mogę sobie pozwolić na potłuczenie i zarazem wykąpanie siebie i aparatu. Miejscówka nie ucieknie, mam nadzieję, że wrócę tam przy bardziej sprzyjającej pogodzie. Po zejściu z kładki tłukłam się dalej autkiem po deszczowych miniwybojach:



Podstawa tej kapliczki to zapewne pozostałość po dawnej łemkowskiej wsi, krzyż wygląda na nowszy. Był pośrodku niczego:




Jasiołka, w której zdecydowałam się nie wykąpać:


Dojeżdża się do zamieszkałych zabudowań, mieszkają tam zapewne byli pracownicy PGR i ich potomkowie, bo naprzeciwko widać ruiny PGR. Podobnie jak w innej dawnej wiosce, którą TU pokazywałam. Zanim powstał PGR, znajdowała się tu łemkowska wieś o XVI-wiecznych tradycjach, licząca przed wojną 50 gospodarstw. Cerkiew (cerkwiska niestety nie obejrzałam, bo też za rzeką) została rozebrana dopiero w latach 60-tych. W czasach PRL była tylko materiałem budowlanym...






A teraz pokażę jedną z bardziej przyjemnych beskidzkich pieszych wycieczek, czyli przejście kawałkiem tak zwanego Węgierskiego Traktu od Jaślisk do wsi Szklary i z powrotem. Parę kilometrów w jedną stronę, trasa łatwa i ładna. Pogoda akurat dopisała, co w te dni, gdy jeździłam po tej części Beskidu Niskiego, stanowiło tak zwane "okno pogodowe";> Było dokładnie tak, jak chciałam - szłam sobie sama po odsłoniętej górze z widokami na Beskid Niski. Zaparkowałam w Jaśliskach pod kościołem i ruszyłam w stronę czerwonego szlaku, odchodzącego od szosy na północ.


Taka kombinacja tablic przy jednej z dróg;>


Trakt Węgierski to dawny szlak handlowy prowadzący z Węgier. Jaśliska mają tradycje XIV-wieczne, do czasów międzywojennych były miastem i to kwitnącym, położonym w świetnym z gospodarczego punktu widzenia miejscu. W XVI wieku miały status składu win, sprowadzanych z Wegier. Na pustym szlaku, którym szłam, było kiedyś pełno kupców i ludzi prowadzących bydło na targ do Rymanowa. Tradycja kazała oprowadzać krowy wokół kapliczki "U Jana", położonej przy szlaku, oczywiście miało to odpędzić wszelkie złe siły. Krowy oprowadzone wokół kapliczki miały na targu większe wzięcie. Dziś Jaśliska to wieś, prawa miejskie straciły w 1934 roku. Przy wejściu na szlak jest tablica informacyjna na temat Traktu Węgierskiego:


Tu kapliczka zwana "Na sołtystwie", jeszcze blisko szosy przez Jaśliska:


Potem idzie się kamienistą drogą łagodnie pod górkę:















To jest właśnie kapliczka "U Jana". Tuż obok stoi mały, samotny domek letniskowy z drewna. Zamknięty, raczej nie opuszczony. Gdy wracałam, posiedziałam tam chwilę na małym tarasie. Pozazdrościć widoków;> Po drugiej strony drogi jest zresztą jeszcze jakaś przyczepa kempingowa, tam też nikogo nie było.







W środku kapliczki były też jakieś nie święte elementy:>





Aż się przypomina opis Rzepedki z "Beskid Niski. Przewodnik dla prawdziwego turysty", czyli "prawie jak połoniny":> Tutaj też tak jest:












Po drodze nagle taka konstrukcja. Ale jak dla mnie nie wygląda wcale tak źle:>









Widać dawny PGR Szklary. Tam w okolicy też są pozostałości opuszczonej wsi w postaci cmentarza, ale nie dość, że droga zaznaczona na mapie była zagrodzona siatką i jakąś hydrofornią, to jeszcze na jedynymi znalezionym przeze mnie obejściu tego przez dziurę w płocie zadomowiły się pszczoły z pasieki, a ich ilość zniechęciła mnie do eksploracji. Był to jeden z dwóch takich przypadków w tej trasie. Innym razem pasieka była, ale w odpowiedniej odległości i ryzyko było opłacalne. Nie wiem, czy jestem uczulona na jad, ale mam różne inne uczulenia, a podobno jedynym testem na alergię jadową jest ukąszenie:> Lepiej nie próbować tego samemu w ostępach, mimo wszystko. Tak to niestety od czasu do czasu bywa na tych wycieczkach, że trzeba coś odpuścić.



Wróciłam tą samą drogą do Jaślisk:









c.d.n.

2 komentarze: