wtorek, 13 października 2015

Opuszczone miejsca w Małopolsce i Tatry, część 7

W przedostatniej części relacji z małopolskiej trasy - dwa opuszczone domki, znalezione we wsi, z której pochodzi część mojej rodziny i odwiedziny w Jurgowie, gdzie kiedyś jeździłam bardzo często i który okazał się tak piękny, jak pamiętałam.





Pierwszego dnia trasy postanowiłam zerknąć na Lanckoronę, Kalwarię Zebrzydowską i okolice. Pomyślałam, że tutejsza droga krzyżowa prowadząca przez góry, ze starymi kapliczkami, będzie ciekawym miejscem na rozgrzewkę. A poza tym tak się składa, że z tych okolic pochodzi część mojej rodziny. Konkretnie dziadek urodził się w Lanckoronie, a prababcia w jednej ze wsi w okolicy. Po wizycie na kalwaryjskich dróżkach, które pokażę niżej, wybrałam się do tej wsi niedaleko Lanckorony. Dokładnej lokalizacji nie podaję z powodu opuszczonych miejsc, jakie tam zwiedziłam. Szukałam domu zbudowanego przez dziadka, ale jak się potem okazało, w tej wsi był dom prababci i mi się pomieszało:> W każdym razie najpierw zobaczyłam opuszczony domek na zboczu góry i wysiadłam z samochodu.


Z okna przyglądała mi się sąsiadka. Wkrótce rozmawiałam już z mieszkańcami tego sąsiedniego domu, których serdecznie pozdrawiam :> Powiedziałam, że robię zdjęcia starym, opuszczonym budynkom. Chatka obok okazała się faktycznie opuszczona i wkrótce byłam w środku:


Nieopodal meblościanki na wysoki połysk wisiał obrazek z jakimś kolorowym ptactwem:



Na piecu - żubr:>



Sztuczne kwiatki wiszą w przedsionku.




Przez okienko włazi już jakiś nieokiełznany krzaczor:



Ukwiecona kolumna:>






Sąsiedzi zaczęli opowiadać o opuszczonych budynkach w okolicy i zaprosili mnie na swoje podwórko. Gdy powiedziałam, że szukam domu należącego kiedyś do rodziny, jedna osoba od razu skojarzyła, o co chodzi. - Tak, to tutaj - powiedziała sąsiadka. Okazało się, że zupełnie przypadkiem dom prababci stał w miejscu, gdzie właśnie byłam. Na tym samym podwórku. Ci państwo kupili stary dom prababci Zosi od jej kuzyna, ale po jakimś czasie budynek już nie nadawał się do mieszkania, bo był bardzo stary, więc rozebrali go i postawili murowany. Miejsce po domu prababci to dziś miniogródek:


Znalazło się nawet zdjęcie domku, którego szukałam.


Mieszkańcy podarowali mi to zdjęcie, a w dodatku powiedzieli mi o pewnym domu należącym kiedyś do kogoś z ich rodziny, a dziś opuszczonym od wielu lat. Pojechałam tam samochodem z Gabrysią, którą szczególnie pozdrawiam:> Dom Cioci stał sobie na uboczu, schowany za drzewami. Trzeba było otworzyć kluczem drzwi.


Nikt tam nie wchodził od wielu lat, nie wiadomo od ilu. Ale w środku wszystko wyglądało elegancko, jakby nieżyjąca już dawno ciocia miała za chwilę wrócić.


Ciekawy sufit, kompletne umeblowanie, kubeczki i szklanki w równym szyku  na meblościance. Gdyby nie to, że weszłam tam na legalu, miałabym spore wątpliwości, czy to na pewno miejsce niezamieszkałe.










Znowu te robione kredkami rysunki wiszące na ścianie:

 





W drugiej izbie równie czyściutko i elegancko. Ślady opuszczenia są subtelne.





Rozmawiałyśmy sobie o różnych rzeczach, o zwiedzaniu opuszczonych miejsc też. Dowiedziałam się od Gabrysi, że w pewnej małej wsi, w której znalazłam inny opuszczony dom, jest jeszcze inny porzucony budynek, uznawany za nawiedzony. Krążą o nim legendy, że słychać tam płacz dziecka. Ale ja znalazłam w tej wsi akurat inny dom, w tym "nawiedzonym" nie byłam.




Pomyślałam sobie, że skoro już jestem w okolicach Lanckorony, pojadę na cmentarz w tej miejscowości i spróbuję poszukać grobu prababci. Ale cmentarz wcale nie był taki mały, do tego strasznie lało.


Chodziłam między grobami, ustawionymi na zboczu góry, chyba ze czterdzieści minut. Już miałam zrezygnować, gdy znalazłam grób prababci Zosi:


Zofia Skupień to moja prababcia, a Tomasz Skupień to jej mąż. Prababcia urodziła moją babcię jako nieślubne dziecko, dopiero potem wyszła za mąż za Tomasza Skupnia. Mój prawdziwy pradziadek jest nieznany.


Tak było w Lanckoronie i okolicach:
























Makatki przed małym muzeum i sklepem w Lanckoronie. Bardzo często widuję takie w opuszczonych chatkach. "Dzień dobry" to częsty makatkowy tekst, a pouczające złote myśli o kąpaniu się w "czystej" czy też "świeżej" wodzie też już parę razy spotkałam:>


Przeszłam się też po tak zwanych kalwaryjskich dróżkach. Wyrusza się spod sanktuarium. Droga prowadzi przez lasy i górki.















Dróżki M.B. - skrót od Matka Boska;> Są jeszcze "Dróżki Pana Jezusa", ale w dużym stopniu pokrywają się z tymi pierwszymi.








W tym miejscu nieoczekiwanie lunął deszcz. Moja kurtka, dotychczas idealnie sprawdzająca się w deszczu, przemokła kompletnie.



Do Jurgowa i okolic często jeździłam w dzieciństwie na wakacje i do dziś dobrze pamiętam, gdzie co tam jest. Ostatni raz odwiedzałam te miejsca kilkanaście lat temu. Pozdrawiam rodzinę Wojtasów, u których wtedy mieszkałam:> W tamtych czasach, jakoś na początku lat 90-tych, założyliśmy fanklub Michaela Jacksona, który nie wiedzieć czemu nazwaliśmy Texas;> Najpierw pojechałam do Bukowiny Dolnej, gdzie zeszłam nad rzekę Białkę, z charakterystycznymi, białymi i okrągłymi kamieniami, łopianami i tajemniczymi wysepkami.








Na szczęście okazało się, że w Jurgowie niewiele się zmieniło. Obawiałam się jakiejś turystycznej apokalipsy z wielkimi hotelami, goframi i dmuchanymi zamkami, a tu wszystko po staremu. Rozbudował się tylko wyciąg narciarski między Jurgowem a słowacką granicą.









Obok wyciągu wciąż stoją tak zwane szałasy, zabytkowe drewniane szopy. Z tego miejsca można też zejść nad Białkę.







Są tam charakterystyczne skały wyglądające jak stoły, naturalnie tak uformowane.








Dojechałam do słowackiej granicy i na chwilę wjechałam na tamtą stronę, ale tylko kawałek.


Strażnica na drodze z Jurgowa do słowackiej granicy:


Potem zrobiłam sobie spacer zboczem małej góry, gdzie są pola i fajne miedze z różnymi kwiatkami, krzewami, dzikimi malinami i małymi drzewkami. Jest tam naprawdę tak ładnie, jak pamiętałam.




































c.d.n.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz