poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Błonie-Teresin-Chodaków-Żelazowa Wola-Łazy-Kampinos

Błonie. Grodzisko z XII wieku zwane Łysą Górą to zielony pagórek w kształcie obwarzanka, stoi sobie w polu ukryty za salonem samochodowym. Łatwo go przeoczyć, choć na mapach google wzniesienie jest dobrze widoczne.




Gdy jedzie się od Warszawy i Pruszkowa, trzeba jechać prosto ul. Powstańców, aż zobaczymy najpierw tabliczkę "Błonie", a potem po lewej trzeba pilnować zjazdu na parking dla tirów przy wielkiej hali. Gdy zatrzymamy auto wraz z końcem ślepego parkingu, to grodzisko mamy dokładnie naprzeciwko siebie. Wystarczy przejść przez ulicę i iść między dwoma samochodowymi zakładami cały czas prosto w pole.




Wchodząc na górkę, niechcący najadłam się pajęczyny i wypłoszyłam gromadę przepiórek. Najładniejszy jest widok na grodzisko z daleka od strony pól. Potem pojechałam na opuszczony cmentarz żydowski.



Żeby tam dotrzeć, trzeba jechać do oporu ul. Polną. Za ostatnim domem można wygodnie zaparkować, a potem zawrócić.

Cmentarz o tej porze roku kompletnie zarośnięty. Wejście wyznaczają pozostałości bramy. Bliskość domów podobna jak w przypadku kirkutu w Karczewie. Do każdego grobu trzeba przedzierać się przez chaszcze. Podobno jeszcze pół roku temu to miejsce wyglądało inaczej, a jeszcze 2 lata temu było kilkadziesiąt macew. W kwietniu jakiś niewykryty sprawca zdemolował wszystkie pozostałe groby.




Teresin. Jeśli ktoś lubi ciszę, spokój i dzikość, polecam. Piękny pałac wznieśli bankierzy Epsteinowie około 1900 roku, chcący mieć letnią rezydencję niczym szlachta. Pałac jest zadbany i jest w nim ośrodek KRUS, ale w tym przypadku (i jest to chlubny wyjątek) nie oznacza to braku dostępności. Goście w średnim wieku siedzą sobie spokojnie i gadają w ogródku. Żadnych dzieci, quadów i hałaśliwych rodzin.





Adres to Al. Druckiego-Lubeckiego 1. Trzeba wjechać w las drogą gruntową, która jest przedłużeniem asfaltowej. Przy mnie usuwali ułamane gałęzie, trzeba na to uważać. Można normalnie zaparkować obok obiektu i łazić po wspaniałym, dzikim parku przechodzącym w las.





W tym parku dokładnie sto lat temu znaleziono martwego księcia Druckiego-Lubeckiego, zamordowanego w niewyjaśnionych do dziś okolicznościach. Parę lat wcześniej właśnie ta rodzina odkupiła pałac. Ale atmosfera daleka od grozy. Warto poświęcić czas na długi spacer po tym miejscu.






Opuszczone dwory w Chodakowie i Łazach. Łazy jeszcze niedawno były dostępne z zewnątrz. Dziś dwór jest starannie ogrodzony, stoi jakaś budka strażnicza. Jedyna opcja to przechodzić przez płot na oczach mieszkańców, którzy zresztą ostrzegli życzliwie przed zbliżaniem się tam ze względu na własność prywatną. Nie zdecydowałam się na to po przygodzie w Grzegorzewicach, gdzie było podobnie i gdzie po sforsowaniu ogrodzenia uruchomiłam czujnik ruchu i alarm, przez co musiałam zwiewać. Zdjęcia tylko z zewnątrz.

W necie trudno znaleźć poprawną lokalizację, więc spytałam w sklepie i to dobry trop. Dojazd jest tak naprawdę prosty. Dom stoi niedaleko firmy transportowej nad stawem.



Chodaków. Miejsce zaskakuje - opuszczony wielki dwór, właściwie pałac, w bezpośrednim otoczeniu bloków, parkingów osiedlowych i placów zabaw. Dostęp utrudniony. Obiekt jest na sprzedaż, wiszą napisy, jest starannie ogrodzony, wyjątek stanowi uchylona brama. Nie miałam siły otworzyć jej bardziej i musiałam się przeciskać. Ledwo mi się to udało. Napisy na domu ostrzegają przed śmiercią i jakimś tajemniczym zapyleniem, ale minęły już trzy dni, a ja wciąż żyję. Dziury w samym obiekcie są za małe, żeby bez akcji typu wyłamywanie desek czy drzwi dostać się do środka. Wybite okno zawalone jakimiś drzwiami czy szafą. Tyle udało się zrobić dzięki tym małym dziurom, jakie znalazłam w obiekcie.

To właściwie już Sochaczew. Żeby tam dojechać, trzeba wpisać w nawigację Sochaczew, ul. Hotelowa 1.













Żelazowa Wola. Kolejne po Teresinie miejsce wypoczynkowe. Duży, wygodny parking,  park z kulą dyskotekową pływającą po stawie i muzyką Chopina dobiegającą nie wiadomo skąd, chyba z tych ławek. Polecam gołąbki w knajpie przy muzeum.









Kampinos i Granica. Jest tam inwazja ważek, całe chmary uciekają spod butów. Nie boją się ludzi tak, jak można by się spodziewać i jeśli ktoś ma dobry aparat, lepszy od mojego małego Lumixa, może zrobić takiemu stworzeniu całą sesję zdjęciową. Chociaż zdjęcia ważek potrafią wychodzić i tym Lumixem bardzo dobrze, widać tym razem nie miałam szczęścia. Gdy ostrożnie się nachylić, można spojrzeć im w oczy. W muzeum w Granicy oczywiście nie zabrakło wypchanej zwierzyny.













Różne miejsca, w tym kościół w Brochowie:


   







4 komentarze:

  1. Wow - "dyskotekowa" kula w jeziorze i, ach, jakże tandetny weselny wystrój jeszcze bardziej tandetnego płotu. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. W Parku Chopina w Żelazowej Woli,muzyka dobiega z głośników,które wmontowane są w zielone okrągłe osłony (które zresztą widać),mające chronić je głównie przed wilgocią. Często znajdują się one blisko ławeczek,stąd mylne wrażenie,że muzyka płynie właśnie z tych ławek. Między początkiem maja,a końcem września,w każdą niedzielę w tym parku odbywają się koncerty,podczas których pianiści (nawet z zagranicy) grają utwory Fryderyka Chopina. Warto się tam wybrać,gdyż w cenie biletu wstępu do parku (a jest to obecnie tylko 7 zł),można załapać się na koncert,który w pamięci pozostawia niesamowite wrażenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chętnie bym posłuchała. Nie jestem jakąś wielką fanką ani znawcą muzyki poważnej ale akurat Chopina lubię

      Usuń
    2. Ja też nie jestem znawcą muzyki poważnej - gustuję głównie w folk metalu. Muzyka Chopina działa na mnie uspokajająco,dlatego chętnie jej słucham.
      Myślę,że najpóźniej w kwietniu znane już będą nazwiska pianistów i terminy ich koncertów. Wcześniej koncerty odbywały się również dodatkowo w soboty,ale od dwóch lat zostały już tylko niedziele. Grającego pianisty akurat nie widać,gdyż gra w zabytkowym dworku,w którym mieszkał Chopin,ale muzyka dobiega z głośników i słyszą ją wszyscy. Na pochwałę zasługuje znakomite nagłośnienie i odpowiednie ustawienie głośności dźwięku. Można sobie przycupnąć z boku,zamknąć oczy i wsłuchać się w muzykę.
      Jedyne co podczas koncertu mnie drażni,to azjatyccy turyści. Podczas gdy pozostali w ciszy i skupieniu słuchają muzyki,Azjaci kręcą się,rozmawiają ze sobą,a nawet w połowie koncertu potrafią go opuścić. Dla mnie jest to nie do pomyślenia!

      Usuń