Ruszyłam w stronę Narwi i początku Kurpiów, potem do Pułtuska. Pierwszym punktem wycieczki miała być Stawinoga, gdzie jest rezerwat ptactwa i starorzecze Narwi. Jadąc przez Łachę za Serockiem, musiałam jechać za krowami, leniwie idącymi sobie środkiem szosy. Trudno było je wyprzedzić.
Droga do Stawinogi od strony Łachy wyglądała jak leśna piaskownica. Wycofałam się i smętnie pojechałam dookoła na Zatory. Ale tam znów zobaczyłam drogowskaz na Stawinogę. Droga wyglądała tak samo, jednak miejscowi powiedzieli, że przejadę i dopingowali mnie. A gdy zobaczyłam, jak z lasu grozy pomyka mały fiat (!), ambicja wzięła górę. Przez 6 km ślizgałam się po piachu, ciekawe było też wymijanie się ze starym busem na wąskiej ścieżce przez bagno, ale nie było aż tak źle, jak się spodziewałam. Po prostu trzeba jechać pomału i uważać na poślizgi. Wieś jest dzika i piękna.
Na tablicy ogłoszeń obok ogłoszenia o Święcie Plonów wisi pokryty pajęczyną, niedziałający zegar ścienny,
na starym dębie jest kapliczka. O rezerwacie informuje napis namalowany krzywo
na desce. Jest tam super.
Starorzecza Narwi też są. Gdy za zegarem wejdzie się na podmokłe łąki, trzeba iść do przodu przez zarośla, aż pokaże się pokryta wodną roślinnością rzeka-zupa. Muszę tam wrócić, bo niechcący pominęłam część rezerwatu ze stawem i poprzestałam na starorzeczach. Na pewno tam wrócę.
Pniewo. Jest tam Kuźnia Kurpiowska, czyli coś w rodzaju muzeum kultury ludowej. Dni powszednie 10-14, ale można telefonować, to otworzą i w weekendy, zresztą ja byłam w niedzielę i bardzo zresztą miła właścicielka stała w progu, bez kłopotu mnie wpuściła. Bajkowo kolorowy jednobudynkowy skansen z makatkami, serwetkami i różnymi plecionkami. Zauważyłam, że jest tam makatka z tej samej serii, co w Kuligowie, ale dokładnie takiej w tamtym skansenie nie było. Może to jakaś porozdzielana kolekcja makatek i gdzieś jeszcze znajdę kolejne?
Właścicielka poczęstowała mnie kurpiowskimi chipsami piernikowymi, które pieką od imbiru i wyglądają jak groszek ptysiowy. Na stronie Ministerstwa Rolnictwa znalazłam fotę, bo swoje zjadłam:
Potem ruszyłam dalej, zwiedzając wsie po drodze do Pułtuska.
W Gładczynie Szlacheckim natknęłam się na mały opuszczony budynek. To chyba porzucona wiejska minidyskoteka, bo są resztki sceny. Albo dom kultury?
Za Sadykierzem, w którym jest drewniany kościół, zjechałam w Puszczę Białą. W miejscu, które widać na drugim zdjęciu, chyba pierwszy raz zobaczyłam dzika na wolności. Było to w pewnej odległości, więc nie jestem pewna w stu procentach. Oczywiście nie zdążyłam też zrobić zdjęcia. To też trzeba powtórzyć! Dalej kolejne zjazdy w Puszczę Białą.
Gdy jedzie się do Pułtuska od strony Psarów, drogą przechodzącą potem w ul. Tartaczną, po prawej stronie jeszcze pod miastem widać mały zjazd i schodki na rzeczny wał. Warto się
zatrzymać, bo widok na rzekę jest piękny i zaskakuje, gdy wejdzie się na
górkę.
W Pułtusku trzeba zobaczyć bazylikę od środka. Trafiłam akurat na mszę, w której kawałku uczestniczyłam i procesję. Ładne jest zejście nad wodę za zamkiem. Przy bazylice jeden z dziwniejszych pomników papieża. To miał być chyba Jan Paweł II na kawałku łódki. Okolice Narwi na odcinku Serock-Pułtusk to temat na kolejną wycieczkę. W okolicy nie brakuje mniej lub bardziej opuszczonych dworów, zwłaszcza po tej stronie, po której dalej jest Płońsk.
Bardzo miłe dla oka widoki. :)
OdpowiedzUsuńPiekna opowieść i zdjęcia. Mam działkę nad Narwią jeżdżę do Pułtuska i na grzyby las Zatory.
OdpowiedzUsuń