poniedziałek, 14 maja 2018

Beskid Wyspowy i okolice, część 7

Tym razem górska wycieczka na Jaworz trasą: Kobyłczyna-Łazy-Kaleń-Jaworz-Babia Góra-Skrzętla Rojówka-Świdnik-Jodłowiec Wielki - Przełęcz św. Justa.






Na Jaworz ruszyłam od agroturystyki w Kobyłczynie. Autko zostało w gospodarstwie, ja zgodnie ze wskazówkami gospodyni przeszłam przez sad do asfaltówki prowadzącej pod górkę.








Sarenki na polu:



Załapałam się na wschód słońca:














Wychodzi się na położony powyżej Kobyłczyny przysiółek, zdaje się, że ten o nazwie Łazy. Starałam się iść według zaznaczonego na mapie czerwonego szlaku rowerowego, ale chyba nie do końca mi się to udało. Gospodyni mówiła mi, żebym patrzyła na drogowskazy prowadzące do "Hubertówki" (potem się okazało, że to takie gospodarstwo agroturystyczne, które w końcu ominęłam) i pojawiały się one, a miejscowi doradzili mi po prostu iść pod górkę jak droga prowadzi i nie kombinować:>







Piękne widoki na góry po wyjściu z lasku w Łazach. Warto wstać wcześnie, żeby popatrzeć na coś takiego. Nie jest to niestety dla mnie proste, trzeba się zmuszać do wyjścia z łóżka i nie zawsze się udaje, ale warto. W pierwszej połowie kwietnia "złota godzina" wypadała około szóstej - 15 minut po i wtedy trzeba było już wejść pod górkę tak, żeby słońce nie było jeszcze za wysoko. Raz się udawało, innym razem nie, bywało też,  że wstałam z poświęceniem, a tu jakaś góra zasłaniała cały widok na słońce:> Ale warto, przy porannym świetle wszystko wygląda całkiem inaczej niż przy tym późniejszym i właśnie te chwile wspomina się potem najlepiej.






Pojawił się w końcu nawet znak;> Nie byłam pewna, gdzie on dokładnie prowadził, poszłam najpierw gruntową dróżką przez podwórko, potem przelazłam przez pole do asfaltówki, kombinując, że takimi wybojami chyba by jednak rowerów nie poprowadzili, no ale nie znam się na rowerach i może to było niesłuszne.


Co by nie było, widoki nadal super.








Znowu sarenki, podchodziły do gospodarstw i łaziły wokół nich bardziej jak psy niż jak leśne zwierzaki, nawet niezbyt się mnie bały. Może to dlatego, że było w tym momencie trochę po siódmej rano i pustawo.











 

























Asfaltówka weszła w las, zrobiła się kręta i stroma:





Pojawiły się kłopoty z tym, jak mam dalej iść, drogowskaz prowadził w zdawałoby się innym kierunku, niż by to wynikało z mapy, poszłam więc asfaltówką. Ludzie zaczynali już wychodzić z domów, zobaczyłam nawet dwa jadące auta, pomyślałam, że spytam o drogę. Przy jednym z domów siedział na ławce dziadek, zażartował , czy nie mam auta, że tak idę pod górkę, a jak powiedziałam, że idę na Jaworz, to z uśmiechem odpowiedział: "Zgubisz się". Trochę się sprawdziło:>



Żubrostrach:>





Przy tej kapliczce było gospodarstwo i rozstaje dróg. Zapytałam o drogę panią, która coś robiła przy grządkach. Znów zostałam postraszona, tym razem doradzono mi, żebym wzięła chociaż kij, bo są wilki. Ale ponoć wilk nie atakuje człowieka. A jakby co, żaden kij i tak by przecież nie pomógł. Gospodyni z ostatniego domku powiedziała, że muszę być odważna, skoro idę tak sama, a ja jej odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że trzeba regularnie to samotne chodzenie trenować, bo inaczej znów pojawia się przeszkadzająca odmiana strachu, a jeszcze kilka lat temu bałam się wejść sama nawet kilometr do lasu. Ale to nie jest tak, że się wcale nie boję. Zwłaszcza, gdy się trochę gubię, jak za chwilę miało się stać. Droga w lewo prowadziła do wieży widokowej pod Jaworzem, ale chciałam jeszcze wejść na samą górę Jaworz, postanowiłam iść w prawo i dalej kombinować bez znaków.






Za tym domkiem było rozwidlenie dróg i poszłam w prawo, a nie w lewo, jak pewnie powinnam była zrobić. Szłam całkiem długo i żadnych znaków nie było, przeszłam obok myśliwskiej ambony. To były chyba okolice przysiółka oznaczonego na mapie jako "Na Wielkiej Łące", ale zabudowań nie widziałam. Na szczęście w końcu droga leśna doprowadziła mnie do miejsca przecięcia ze szlakiem niebieskim z Sałasza na którym już byłam parę dni wcześniej, co za ulga, zobaczyć znak:> Podczas kolejnej, majowej trasy też zdarzały się takie sytuacje i to wcale nie rzadko. Zobaczenie wreszcie znaku jest w takich przypadkach dużą ulgą.



Po krótkim czasie doszłam na szczyt Jaworza:


A tam nagle... kościelne śpiewy na cały regulator!! :> Jakieś chóry mnichów czy coś. Co jest grane, skąd to dobiega w totalnej głuszy? Koniec świata się zaczął, czy jak?:> Po chwili usłyszałam sygnał Radia Maryja. Wiem, jaki to jest, bo podczas ciągłego przerzucania kanałów radiowych w aucie natrafia się na to raz po raz bez względu na odległość od cywilizacji. Serio, na szczycie Jaworza Radio Maryja na full, jakoś niedaleko. Co to ma być? Na mapie zaznaczony jest w miarę niedaleko przysiółek i chyba to tam ktoś to puszcza. Słychać naprawdę nieźle aż do wieży widokowej włącznie. Współczuję sąsiadom, jeśli to nie był incydent. Obawiam się, że nie był, bo z ciekawości poguglowałam i w relacji na jakimś forum z 2016 roku też jest o tym wzmianka.




Ruszyłam już spokojnie szlakiem w stronę wieży widokowej.



I jest wieża. Niestety dla mnie niedostępna. Czy tylko ja boję się wchodzenia na wieże widokowe zbudowane w taki sposób? Podobny problem pojawił się na Mogielicy, tam też dałam radę wejść tylko na pierwszą kondygnację, tracąc na pewno masę widoków. Boki nie są zabudowane i takich miniturystów jak ja zmieściłoby się w tej dziurze parę sztuk. A dziura jest tuż tuż. Wystarczy potknięcie i już z kilku ładnych metrów zlatuje się w dół. Od razu kręci mi się w głowie i mam dość, niestety. Gdy ściany są zabudowane, nie ma w ogóle problemu. Na Koziarzu w Beskidzie Sądeckim weszłam na wieżę w podskokach, bo ściany były zabudowane, na Radziejowej doszłam do drugiej tylko kondygnacji, bo znów boki odsłonięte. Czemu oni tak to budują? Nie dla mnie Orle Percie i Rysy, chyba boję się tak zwanej ekspozycji, choć wysokość sama w sobie mnie jakoś szczególnie nie przeraża.




Miniwidok z wieży dla tych bardziej strachliwych:>


A potem piknik na ławkach, czyli drożdżówka przy akompaniamencie wzniosłych śpiewów wspomnianych wyżej.






Jak pisałam w poprzednich odcinkach, to nie strach na wróble, jak najpierw myślałam, tylko symbol poświęcenia pola spotykany na Sądecczyźnie. Za każdym razem ozdobiony inaczej i bardzo ładny. Temat na cały album ze zdjęciami!


A tutaj dziwny amorek przy nowej kaplicy niedaleko wieży:>


Ma niebieskie oczy;>



Poszłam dalej drogą według niebieskich znaków, kierując się w stronę Tęgoborza.









Tam za gospodarstwem tak zwana Babia Góra, oczywiście nie ta słynna, tylko taka wysoka na 728 metrów:>



Widok na Jaworz:







Niebieski szlak prowadzi spokojnie przez kolejne przysiółki:


Doszłam do asfaltówki i kościoła we wsi Skrzętla-Rojówka, a tam siedział na ławce ten sam dziadek co na początku wycieczki w towarzystwie paru babć, ten, który mi powiedział, że się zgubię. -No widzisz! - powiedział i śmiał się ze mnie, choć powiedziałam mu tylko 'dzień dobry':>












Budynek dawnej szkoły:





Uazulep:>





Szlak skręcał w lewo, cały czas szło się asfaltem. To dość częste w tych okolicach, ale nie ma co się zrażać, bo widoki są tak czy inaczej.


Poszłam w stronę św. Justa:


No i już widać Jezioro Rożnowskie:






Po skrzyżowaniu z inną szosą podchodzi się pod górkę, coraz bliżej jest pomnik na Jodłowcu.





No i jest pamiątka po szkole szybowcowej. Działała tu w latach 1933-1951. Przed wojną była to czołowa szkoła tego typu w kraju. Jak można przeczytać w przewodniku wydawnictwa Rewasz (jak zawsze polecam wszystkie ich książki), w 1939 roku szkoła miała aż 33 szybowce, a jej wychowankowie latali m.in. w Dywizjonie 303.











Z tego miejsca do Przełęczy św. Justa jest już bardzo blisko. Tam poczekałam jakieś pół godziny na busa, który zabrał mnie do Ujanowic i doszłam mały kawałek do Kobyłczyny, gdzie pod agroturystyką czekało autko.









Kapliczka niedaleko agroturystyki ("Wiśniowy Sad", godna polecenia):


Na sam koniec tym razem nie wschód, tylko zachód słońca, widziany z okien kolejnego miejsca noclegowego, tym razem pod Limanową:>


c.d.n.

1 komentarz:

  1. Piękne klimaty, choć całkowicie mi obce:). Zapraszam w wolnej chwili też do mnie, czyli na Warmię i na Podlasie:) Pozdrawiam!:)

    OdpowiedzUsuń