piątek, 16 grudnia 2016

Opuszczone miejsca i przyroda Lubelszczyzny, część 17

To już ostatni odcinek relacji z wrześniowej wycieczki na Lubelszczyznę, ale nie ostatni związany z całą tamtą trasą. W następnej kolejności pokażę Podkarpacie, o które zahaczyłam w połowie wyprawy, zwiedzając opuszczone cerkwie. Póki co jeszcze Lubelszczyzna, a konkretnie dwie lubelskie piramidy, domek loretański w Gołębiu od środka, mało znane Lasy Janowskie, trochę widoków z Lublina, a na koniec różne bezdroża z całej trasy.







Leśna piramida stoi na zalesionej górze wapiennej na obrzeżach wsi K. Trzeba wypatrywać oznaczonego wejścia na szlak, naprzeciwko jednego z domów. Tam da się jako tako zaparkować na poboczu. Nie idzie się długo, to zaledwie kilkaset metrów. Najpierw pod górkę piaszczystą drogą, potem zgodnie ze znakami w prawo wąską ścieżką.


Charakterystyczna budowla szybko wyłoni się zza drzew.



Skąd piramida w takim miejscu? Arianka, bo tak nazywa się ta budowla, to kaplica grobowa. Był tu pochowany podkomorzy wyznania ariańskiego, stąd nazwa. Grobowiec mieścił się pod podłogą piramidy, tak można przeczytać w przewodniku "Polska Niezwykła", podobnie jak to, że miejsce kiedyś "cieszyło się złą sławą w okolicy", co podobno oznacza po pierwsze duchy, po drugie złe leśne licho, po trzecie żmije giganty grasujące w okolicy;> Jakoś nie natknęłam się ani na jedne, ani na drugie, ani na trzecie.


Zaskakuje wiek tego grobowca - powstał w pierwszej połowie XVII-go wieku. A przecież moda na groby w kształcie piramid zaczęła się na dobre chyba dopiero pod koniec XVIII-go wieku i na początku XIX-go, gdy modne były egzotyczne podróże, w tym do Egiptu. Zafascynowani tamtejszymi piramidami bogacze wznosili sobie podobne grobowce, wierząc w mumifikującą zwłoki moc piramidy. Przykłady tego są też w Polsce. Arianka jest największą budowlą z nich wszystkich, ma 30 metrów wysokości. Nawiasem mówiąc, inny wątek w dziejach polskich piramid to czasy starożytne, kopce grobowe o kształcie trapezów powstawały na Kujawach, okazałe kurhany nazywane piramidami oglądałam też wiosną w Wielkopolsce niedaleko Wilanowa.



Tak jest w środku, nie  ma tu już dziś żadnych śladów pochówku.





A tutaj druga, zupełnie inna Piramida z macew - nietypowe lapidarium zrobione z żydowskich nagrobków. Stoi w Łukowie blisko sklepu spożywczego, przy ruchliwej drodze przez miasto. Piramida została ustawiona w 1950 roku z macew ocalałych po II wojnie światowej. W tym miejscu od połowy XIX-go wieku do wojny działał cmentarz żydowski. Podobno różnie z tym bywało, ale gdy ja przyjechałam, miejsce było zadbane. Lokalne pijaczki imprezowały tuż za ogrodzeniem, ale na terenie pomnika nie widać śladów ich działalności.




Na tablicy jest błąd, powinno być "1939-1943", a nie 1949.


Możliwe, że poza tą piramidą już niedługo na terenie dawnego cmentarza zostanie odbudowany ohel (grobowiec) znanego łukowskiego cadyka. Podobno rok temu podczas badań georadarem znaleziono fundamenty tego grobowca niedaleko piramidy.






Domek loretański w Gołębiu był ostatnim punktem mojej trasy, potem jechałam już prosto do Warszawy przez Dęblin. Myślałam, że zobaczę budowlę tylko od zewnątrz i ruszę dalej, ale jak się okazało, drzwi są otwarte i można normalnie zwiedzać środek.






Domek loretański powstał w XVII wieku. Jest nie do końca wierną kopią domku w maryjnym sanktuarium we włoskim Loreto, a ono według legendy jest domem Maryi przeniesionym z Nazaretu w formie pojedynczych kamieni i odbudowanym we Włoszech. Domków loretańskich jest więcej, to taki typ budowli wzniesionej zazwyczaj w środku kościoła, a nie tak jak tutaj na zewnątrz. Więcej o dziejach budowli TU.



W środku jest pięknie, koniecznie trzeba tam zajrzeć. Wygląda to jak odrestaurowane opuszczone miejsce:> Stare kolorowe malowidła na ścianach powstały prawdopodobnie razem z domkiem, w XVII wieku, ale odsłonięto je dopiero w latach 80-tych XX-go wieku.













Kiedy wjechałam samochodem na teren Lasów Janowskich, dziwiłam się, że nie miałam wcześniej pojęcia o istnieniu czegoś takiego. Chciałam dojechać do rezerwatu Imielty Ług, ale wszystko dookoła niego też okazało się ciekawe. Wielki teren leśny, rzadko zaludniony. Jedzie się i jedzie przez ten las i nie ma żywego ducha, pojawiają się leśne wioski złożone z paru gospodarstw, a potem znowu tylko las i jezdnia, odchodzące w bok leśne przecinki. Kiedy dojedzie się do Gwizdowa, pojawia się jednak całkiem wygodny leśny parking. Są tablice informacyjne, drewniane ławy do robienia pikników. Zaparkowałam i ruszyłam w las, żeby zobaczyć groble i stawy.



Najpierw idzie się lasem, po lewej szybko pojawia się otwarty teren widoczny między drzewami.




Ten otwarty teren to stopniowo zarastające torfowisko. Dalej zobaczyłam wcześniejsze etapy wysychania dwóch tutejszych stawów - Radełko i Imielty Ług. Są sztucznymi tworami powstałymi na naturalnych bagnach. Niestety, wysychających, przynajmniej na początku września, gdy tam byłam.






Dochodzi się do grobli rozdzielającej oba stawy.








We wrześniu było wyraźnie widać wyschnięte części stawu. Wyglądało to tak, jakby z tym miejscem działo się coś niedobrego, zapach czegoś gnijącego też o tym świadczył.



Jakieś wodne ptactwo udało się jednak namierzyć;> Czapla?




Dochodzi się do miejsca za stawami i droga zaczyna prowadzić przez suchy las, aż do stawu Imielty Ług i dwóch kładek.



Jest tez kapliczka ze świętym Franciszkiem. Bóbr w kapliczce:>





Pierwsza, odchodząca w lewo krótka kładka prowadzi do boru bagiennego.



Tu jest bór bagienny:



Potem wraca się do głównej ścieżki przez las i dochodzi się do brzegu Imielty Ług, niestety prawie całkiem wyschniętego.





 Parę zdjęć z innych miejsc w Lasach Janowskich:








Leśna wieś gdzieś w Lasach Janowskich, koniec świata, a tam - Hollywood;> Ten napis na małej tabliczce. Nie udało mi się dociec, o co tam chodziło.


A teraz parę kadrów z Lublina. Pierwszy raz odwiedziłam to miasto w połowie lat 90-tych, gdy byłam jeszcze w liceum i zaczynałam robić pierwsze wycieczki po kraju, wtedy oczywiście pociągowo-autobusowe. Od tamtej pory wszystkie miasta, jakie zwiedzałam, zmieniły się nie do poznania. Mam gdzieś papierowe jeszcze zdjęcia z tamtych czasów, myślę nad zrobieniem z tego jakiegoś oddzielnego odcinka o praminiwycieczkach, tylko będę pewnie musiała skądś wytrzasnąć skaner. Było więcej odrapanych, starych domów, które zawsze mnie przyciągały, dziwnych zakamarków, także blisko centrów Lublina, Łodzi czy Krakowa. Ale w Lublinie jeszcze trochę zakamarków ocalało, choć to już nie to, co dawniej;>





W dużych miastach znalezienie takiego obiadu nie stanowi już dziś problemu - to akurat zmiana na plus;>Warzywny burger w barze Umea, bardzo dobry, choć musiałam podzielić go na trzy kondygnacje, żeby ugryźć:>



Pobożne życzenia;> "Proszę nie naklejać":







Wieś Zosin to najdalej wysunięta na wschód miejscowość w Polsce, jest niedaleko Hrubieszowa. W tej sytuacji nie mogłam tam nie zawitać. Tam za zakrętem jest już przejście graniczne i wjazd na Ukrainę.



Tu minikolekcja nazw miejscowości spotykanych po drodze:






No i na sam koniec różne drogi i bezdroża Lubelszczyzny:






Pusta budka na polu gdzieś na Roztoczu. Ale "Nietrzeźwym wstęp wzbroniony"!:>





Zalew w Krasnobrodzie:
















Dwór zamieszkały, o czym świadczyły widoczne z daleka rabatki, rowery i trampolina:







































Zwiedzany w deszczu Zamość:




Wjazd na Roztocze, też w deszczu:












c.d.n.

3 komentarze:

  1. ta piramida - zupełnie jak pomnik (nagrobek) księcia Prońskiego w Beresteczku, arianina z księstwa Moskiewskiego...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten zapach zgnilizny przy stawach zapewne był spowodowany rozkładającymi się szczątkami roślin. Wrzesień był wtedy suchy i ciepły,co spowodowało obniżenie się wody i kontakt rozkładających się roślin z powietrzem. Stąd ten nieprzyjemny zapach.
    W Puszczy Kampinoskiej też to się zdarza (np. przy Kanale Zaborowskim).

    OdpowiedzUsuń