piątek, 17 czerwca 2016

Opuszczone miejsca i przyroda Wielkopolski, część 11

Mała, opuszczona kaplica ewangelicko-augsburska, porzucona stacja kolejowa z wieloma pozostałościami, która od kilku lat od czasu do czasu odżywa dzięki drezynom, stary cmentarz ewangelicko-augsburski, a na nim tajemniczy nagrobek z trupią czaszką, a do tego kolejna wycieczka po Wielkopolskim Parku Narodowym, tym razem do Jeziora Kociołek i rezerwatu Sarnie Doły.







Opuszczony kościół ewangelicko-augsburski z amboną, a właściwie neogotycka kaplica z pierwszych lat XX wieku, stoi pośrodku pewnej sporej wsi. Szkoda, że zwiedziłam to miejsce dopiero teraz, a z drugiej strony całe szczęście, że jeszcze zdążyłam. Stan zabytku jest wręcz tragiczny i pogarsza się z roku na rok. Oczywiście nikt nic z tym nie robi. Pozostaje mi pokazać zdjęcia. Część kościoła widoczna po lewej, czyli dawna plebania, jest już na tyle zawalona, że nie dało się nawet spróbować zwiedzania. Zaledwie osiem lat temu ten fragment był jeszcze cały! Poza tym kaplica przestała być użytkowana dopiero w latach 80-tych. Dało się za to podjąć ryzyko wejścia do świątyni.



Powstanie kaplicy nie było podobno związane tylko z osadnikami niemieckimi, którzy przybywali do Polski od XVIII wieku, bo miejscowość, gdzie ona stoi, już od XVI wieku była jednym z głównych ośrodków protestantyzmu w regionie. Ale oczywiście i tutaj ewangelików przybyło wraz z rozwojem osadnictwa. Pod koniec XVIII wieku co trzeci tutejszy mieszkaniec był właśnie tego wyznania.


A tak wygląda dziś wnętrze świątyni:







Kiedy robiłam zdjęcia, wiał silny wiatr i przez to czułam się tam niepewnie. Wszystko trzeszczało. Obiekt jest w fatalnym stanie i naprawdę ostrzegam przed wchodzeniem do środka. Miało się wrażenie, że zaraz dach na mnie spadnie, więc starałam się streszczać. Tak wygląda teraz polichromia na suficie:












Opuszczoną stację kolejową O. znalazłam szczęśliwym przypadkiem. Pomału schodziłam ze szlaku w Wielkopolskim Parku Narodowym, było już późne popołudnie, ale jeszcze między drzewami zobaczyłam kolejne jezioro i postanowiłam zejść w dół polodowcowej góry, żeby zobaczyć, czy dam radę do niego dojść. Parę kroków w dół, a w dolince...


A to co? Wyglądająca na opuszczoną końcowa stacja kolejowa, ale tory w całości! Zapomniałam o jeziorze i ruszyłam eksplorować resztką sił;> Porzuconych budyneczków było trzy. Potem dowiedziałam się, o co chodzi. Stacja faktycznie została opuszczona - w październiku 1999 roku przyjechał tam ostatni pociąg. Potem długo nic się tam nie działo, aż niedawno ktoś wpadł na pomysł uruchomienia turystycznej drezyny. Stąd dobry stan torów. Drezyna jeździ w weekendy.












 Tak wyglądają wnętrza zachowanych budyneczków:







Powstały w XVIII wieku cmentarz ewangelicko-augsburski J. znajduje się w pewnym mieście.  Miejsce jest dość zaniedbane, zarośnięte, ale trawą, a nie krzewami, więc daje się zwiedzać bez wielkich kłopotów. Grobów sporo i teren duży. Krążą plotki, że podobno w latach 80-tych odbyła się tam czarna msza.


Aleja cmentarna od bramy:


Pomnik żołnierzy niemieckich z czasów wojny:



Podchodząc do poszczególnych grobów - a jak zawsze starłam się w miarę możliwości obejrzeć je wszystkie - zauważyłam nagle coś dziwnego. Ten kamień leżał pomiędzy nagrobkami i zapewne sam jest fragmentem płyty nagrobnej. Wygląda tak, jakby ktoś "amatorsko" wyrył na nim trupią czaszkę i napis.. "Precz z ZSRR". Czy ktoś może wie, jaka jest historia tego grobu? Najprawdopodobniej ten napis został wyryty na już istniejącej i starszej płycie. Czy to możliwe, żeby ktoś specjalnie zamówił taki nagrobek?





A oto inne groby z tego cmentarza:





















Dobrą bazą wypadową na wycieczki po Wielkopolskim Parku Narodowym jest Mosina. Kilometr od hotelu miałam parking w tak zwanej Osowej Górze. Trzeba skręcić w ulicę Skrzynecką w Mosinie, miejsce postojowe i biwakowe jest na końcu. Stamtąd jest już tylko kawałek do jeziora Kociołek.



Pod tym daszkiem jest tak zwana studnia Napoleona. Jak głosi legenda, w tym miejscu odpoczywał Napoleon Bonaparte i kiedy posłał żołnierza po wodę, okazało się, że w studni jest szampan, a tak w ogóle to co roku woda na jeden dzień zmienia się tutaj w szampana, problem tylko w tym, że nie wiadomo, jaki to dzień.










Kamień na skrzyżowaniu szlaków. Blisko jest już Jezioro Kociołek.


A oto i ono. Obeszłam jezioro, chcąc dojść do jeziora pokazanego w poprzednim odcinku, Góreckiego.























Kamień pamiątkowy przy bocznej drodze niedaleko szlaku. To symboliczny grób jakiegoś mężczyzny, teraz nie mogę odczytać ze zdjęcia, kogo. "Żył blisko ludzi":




Kolejny pamiątkowy głaz na drodze do Jeziora Góreckiego:




Małe Jezioro Żabiak:



Zdjęcia Jeziora Góreckiego są w poprzednim odcinku. Kiedy wróciłam nad Kociołek, skierowałam się w stronę rezerwatu Sarnie Doły. Miała tamtędy prowadzić jakaś ścieżka turystyczna, ale nie znalazłam znaków, chyba na mapie był błąd. Tak czy inaczej krok po kroku doszłam na miejsce. Najpierw idzie się wzdłuż jeziora Kociołek:





Potem weszłam w las, kierując się na prawo. Droga była dobrze widoczna.



Nazwa "Sarnie Doły" pasuje - teren polodowcowy jest bardzo pofałdowany.


No i doszłam na miejsce. To podmokłe torfowisko z gęstym, młodym lasem w zagłębieniu terenu:





Wróciłam tą samą drogą:








Już bliżej parkingu w Osowej Górze zobaczyłam na bocznej drodze zająca:





Podczas majowej trasy znów nocowałam w Mosinie i powtórzyłam spacer nad Jezioro Kociołek. Okolica zdążyła bardziej zarosnąć. Posiedziałam sobie na zwalonym drzewie nad jeziorem.













c.d.n.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz