Dom niegrzecznej kelnerki znalazłam w mało obfitującym w chatki rejonie powiatu. Stał na końcu pewnej wsi, w miejscu, gdzie asfaltówka zamieniała się w drogę gruntową i zaczynał się las. Podejrzenia wzbudziły braki w ogrodzeniu i zarośnięcie. Widok tyłu domu rozjaśnił sytuację.
Jak to zwykle, trzeba było wskoczyć do środka nie wyrządzając nawet najmniejszych szkód i nie stosując siłowych rozwiązań, jak wiesiexowe zasady nakazują. Udało się;> W środku znalazłam sporo klasycznego wyposażenia opuszczonego domu, czyli meblościankę, makatkę i święte obrazy.
Okazało się, że poza typowymi fantami są też takie oryginalne. Na stole i meblościance leżały pokruszone figurki z gipsu - głowa psa i jakaś półnaga nimfa - z kolei bez głowy;>
Na meblościance mieszkała też Matka Boska, w szafie wisiał komplet kolorowych ubrań.
Kolejne skarby meblościanki - zdjęcie legitymacyjne sprzed kilkudziesięciu lat (była data) i... pisemna nagana pracownicza;>
"Szanowny Obywatelu Pułkowniku! Zwracam się z serdeczną prośbą o uzyskanie pozytywnej odpowiedzi w sprawie przyjęcia mnie na członka Klubu Kombatantów. Byłem czynnym żołnierzem z armii L.W.P. pod dowództwem generała Karola Świerczewskiego od dnia 24 sierpnia 1944 r. do 17-go października 1952 r. (...) Z żołnierskim pozdrowieniem. Czołem!"
Dom z parą na ścianie stał sobie na zakręcie za wsią. To było cale klasyczne gospodarstwo, ze studnią, piwniczką i budynkiem gospodarczym. Środek chatki, którą potem prowizorycznie zamknęłam na wiszący na drzwiach drucik, był równie klasyczny. Dwa portrety, kobiety i mężczyzny, bardzo podobne do wielu innych, jakie spotykam w opuszczonych domach. Sztuczne kwiaty, lustro, resztki umeblowania.
Kolejne pomieszczenie miało pozrywane podłogi i wielką dziurę tuż przy drzwiach. Tym razem do niej nie wpadłam;> Zresztą była innego typu - po prostu wykopana w ziemi. Już wcześniej pisałam o takich chatach, które mają w jednym tylko pomieszczeniu zerwaną podłogę. Ciekawe, o co w tym chodzi.
Na ścianach zachował się komplet świętych obrazków i zdzierany kalendarz na fajnym wieszaku z Aniołem Stróżem.
Dom z bekami wyglądał na opuszczony od dawna. Sądząc po dacie wypisanej kredą na drzwiach, może nawet od ćwierć wieku. Mimo to na mocno już połuszczonych ścianach zachowały się równie połuszczone święte obrazy.
Druga izba była całkiem ciemna. Sufit podtrzymywały kije. Na ścianach wisiały jakieś pierzyny, a na podłodze stała beka czy balia.
W Domu z czaszką był chyba jakiś pożar. Wiszące na ścianach w jednej izbie obrazki były pokryte czarną sadzą. Wyczyściłam jeden z nich i zobaczyłam kolorową Matkę Boską. Obok leżały stara czapka i resztki lampy naftowej.
Przed chatą leżała w liściach spora czaszka, chyba krowy, bo z rogami:
Dom wytrwałego czytelnika stał sobie przy asfaltówce na środku wsi, opuszczony od dawna i prawie pusty. Prawie;> Bo w środku były dziwne hasła;>
"Cała Polska czyta wytrwałego czytelnika". Może "Wytrwały Czytelnik" to była jakaś gazetka szkolna lub lokalna.
Na jednym z parapetów ładne pozostałości. Zasuszone kwiatki w jakimś białym puchu:
Dom z jednym krzyżem stał samotnie między dwiema miejscowościami. Wyglądał dosyć obiecująco, ale w środku nie było zupełnie nic - poza jednym, wiszącym na ścianie krzyżem.
Dom z pralką i rowerem znalazłam bardzo rano, na samym początku wyprawy. Tego dnia pobiłam zresztą swój rekord, bo w ciągu jednej, całodniowej wycieczki znalazłam ponad 10 opuszczonych domów i jeden dwór.
W środku różne różności:
Opuszczonego basenu jeszcze nie widziałam, więc postanowiłam rzucić na niego okiem. W środku - pełno potłuczonego szkła i różnych kolorów. Miał być też fantom do nauki pierwszej pomocy, ale niestety nie znalazłam go, a może go już ukradli.
W krzakach za basenem - nagle opuszczona litera K;>
Na koniec cyklu o powiecie wołomińskim - Dom z garażami. Zwiedziłam go z powodu plotek krążących na jego temat. Ktoś opowiadał w necie o tym, jak to pojechał tam i cały sprzęt elektroniczny odmówił posłuszeństwa. Inni mówili o dziwnych odczuciach, no i w ogóle miał to być taki nawiedzony dom. Nic mi się tam nie przydarzyło, a aparat działał - może właśnie to można uznać za zdarzenie nadprzyrodzone, bo ostatnio coś z nim kiepsko;> Dom stoi samotnie w lasku. Można podjechać samochodem po gruntowej dróżce. Wygląda to na jakąś rezydencję porzuconą podczas budowy. Obok stoi wielki garaż na kilka aut.
W środku kompletna dewastacja, napisy, butelki po piwie i ślady pożaru.
Nie wiem, co ma z tym wszystkim wspólnego Paul Walker, ale nagle się pojawił:
Pozazdrościć garażu! Prawdziwe marzenie;>
Bardzo ciekawe te wołomińskie wycieczki. Zwłaszcza te dewocjonalia przykurzone niczym zapomniane artefakty z minionej epoki...heh.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dewocjonalia są ponadczasowe
OdpowiedzUsuń