środa, 2 kwietnia 2014

Opuszczone miejsca w Puszczy Kampinoskiej i nie tylko, część 10

W zwiedzaniu opuszczonych domków najlepsze jest pierwsze wrażenie. Otwiera się drzwi i widać pokój z seledynowym kredensem pełnym zastawy stołowej i portretem papieża, albo w kompletnie rozwalonej szopie na połowie ściany wisi wielki święty obraz. Potem trzeba szybko sfotografować to wszystko w miarę swoich możliwości, bo następnego dnia tego domku może już nie być. Opisane dziś trzy lokalizacje zwiedziłam podczas jednej wycieczki. Są dość dobrze ukryte przed zwiedzaczami. Osoby, które były tu przede mną i wybiły okna lub wyważyły drzwi, musiały o nich skądś wiedzieć. Jednak ci ludzie, jak sądzę drobni złodzieje, na szczęście nie spalili wnętrz, nie wynieśli pamiątek. Chyba w wybebeszonych szafach pośród kompletu ubrań zmarłych właścicieli szukali pieniędzy. Ale poza tym wszystko znowu zostało po staremu.





Pierwszy domek stoi samotnie na polu, coraz bardziej zarośnięty przez krzewy, kawałek od gruntowej drogi. Należy do wsi, która jest tuż obok, wciąż zamieszkała, ale stopniowo wysiedlana. Gdy zobaczyłam go z samochodu pierwszy raz, bałam się podejść. Tym razem wzięłam się na sposób i podeszłam do budynku od drugiej strony, w pewnej odległości. Tak jak podejrzewałam, drzwi były otwarte i wszystko wskazywało na opuszczenie.



Są dwa pomieszczenia, poza sienią. Najpierw weszłam do tego, które kiedyś było "dużym pokojem" i sypialnią, choć jak się potem okazało, nie jedyną. Trzeba było odsłonić kotarę, która zakrywała wejście. Gdy to zrobiłam, zobaczyłam klasyczny kampinoski pokój ze świętymi obrazami i mnóstwem cudownych rupieci. Dla takich chwil warto to wszystko robić!







Gdy fotografowałam modlitewnik na stoliku przy oknie, usłyszałam jakieś szuranie tuż obok siebie. Dobiegało z opuszczonej pierzyny;> Myślałam, że to mysz, aż zauważyłam motyla, który tam siedział i machał skrzydłami:














Drewniane małe szopy stojące na podwórku wyglądały mało zachęcająco, ale zajrzałam w razie czego. Nie pożałowałam:



Potem zwiedziłam drugie pomieszczenie w domu. Otworzyłam uchylone lekko drzwi i zobaczyłam to:


Na ścianach zostało kilka świętych obrazów i wielki plakat z Janem Pawłem II. Na seledynowym kredensie stały ustawione w równym rządku filiżanki.













Drugi dom stoi na jeszcze większym odludziu. Zauważyłam jego dach przeglądając satelitarne mapy google. Dotarłam tam pieszo. Okna są częściowo wybite, a z szafy ktoś wyrzucił ubrania i pościel, jednak jak zwykle obrazy i liczne inne skarby pozostały.





Wejście do środka było trochę kłopotliwe przez ciasnotę i zalegające wszędzie szkło z wybitych szyb. Ostatecznie się udało. Było warto. Pierwsze, co zauważyłam w półmroku, to przysłowiowa makatka z jeleniem, a raczej dwoma jeleniami. Oczywiście był też papież i był piec.
















W pokoju było sporo zegarów i budzików, ale nie działały:





Na ścianie było miejsce po obrazie. Stał na kanapie odwrócony do ściany. Gdy go podniosłam, okazało się, że szkło na wizerunku Jezusa też jest zbite. Na chwilę przeniosłam obraz do światła, potem położyłam go na swoim miejscu.



Trzeci dom stoi na końcu pewnej wsi, w pewnym oddaleniu od drogi. Wygląda porządnie, szyby nie są wybite, tylko drzwi były otwarte. To właściwie całe klasyczne kampinoskie gospodarstwo, z piwniczką (pełną pustych słoików oraz trzech z fasolką szparagową) i stodołą.




Nie mogę pokazać budynku od frontu, bo na ścianie wisi wyraźna tabliczka nie tylko z nazwą miejscowości, ale też imieniem i nazwiskiem dawnej właścicielki. Gdy wpisać jej dane w google, wychodzi na to, że zmarła trzy lata temu. Udało mi się ustalić, że potem w gospodarstwie pomieszkiwali jacyś młodzi ludzie, którzy utrzymywali się ze sprzedaży grzybów i jagód.







W żadnym opuszczonym domu nie słyszałam jeszcze takiego dźwięku, jak tam. W pokoju wciąż tykał zegar. Okazało się, że to ten nad łóżkiem:


Najciekawsze jest jednak to, co wisi nad drzwiami wejściowymi do pokoju mieszkalnego. Wisi tam krzyż, a wokół niego ktoś zatknął kilka ptasich piór różnego koloru i różnej wielkości.


Gospodarstwo wyglądało jak przystrojone jednocześnie na Boże Narodzenie i Halloween. Przed domem stała ubrana w świąteczne ozdoby choinka. W środku pod sufitem wisiały małe plastikowe dynie-ludziki. Kolejna stała na szafce. Na lustrze było zatknięte legitymacyjne zdjęcie jakiegoś młodego i przystojnego faceta. Oczywiście nie mogę tego tu pokazać, nie wiadomo, kto to jest i bardzo możliwe, że żyje. Gdy robiłam zdjęcia okolic lustra i tego kredensu z większą sztuczną dynią, w pomieszczeniu zrobiło się strasznie zimno, choć na dworze było ciepło.
























W tym dniu przeszłam zresztą kawał drogi, bo do dwóch domków docierałam pieszo, szlakami. Trasa prowadziła od Granicy, żółtym szlakiem w kierunku Rzepowej Góry, potem przez Obszar Ochrony Ścisłej Krzywa Góra i zakręt na Cisowe. Tam zachowało się trochę fundamentów i piwniczek, ale na półkolistej drodze są też trzy zupełnie nie opuszczone gospodarstwa. Potem poszłam do wsi Zamość, a następnie przez Górki szosą wróciłam do Granicy. Droga początkowo prowadziła przez bagna zwane Rzepkowe. Gdy dochodzi się do mostku na Kanale Łasica i wiaty, Rzepowa Góra jest po prawej stronie. O tej porze roku coraz więcej kwiatków wyrasta na poboczach, bagna robią się kolorowe.
























Odwiedziłam też niedawno trasę Roztoka-Posada Łubiec-Karpaty-Zamczysko. Potem zielonym szlakiem można wrócić do Roztoki. Karpaty widziałam pierwszy raz i na pewno nie ostatni. Jest tam kilka niesamowitych, wielkich dębów. Idzie się zboczem kampinoskiej góry, po lewej stronie widząc dzikie bagna. Między nimi była wąziutka, długa grobla. Na jej końcu stał łoś. To było moje drugie spotkanie z tym zwierzęciem. Tym razem był bardzo daleko, po chwili zszedł gdzieś na pobocze i zniknął.











Gdy idzie się od Roztoki do Posady Łubiec, w lesie pełnym zaskakujących gór i dolin można spotkać obozowisko yeti i nie tylko:














2 komentarze:

  1. Prześliczne foty. Szkoda tylko, że ich zbyt duża rozdzielczość powoduje ładowanie ich w bardzo wolnym tempie. Gratuluję odwagi by wejść do takiej starej opuszczonej chaty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję:) Mam nadzieję, że jakość tych fot a tym samym i bloga poprawi się już z następnym wpisem, bo mam nowy aparat. Wciąż kompaktowy, ale trochę lepszy niż stary. Co do ładowania, to zależy od kompa. U mnie np i w domu, i w pracy wszystko się ładuje szybko.

      Usuń