piątek, 14 marca 2014

Opuszczone miejsca w Puszczy Kampinoskiej i nie tylko, część 8

W Puszczy Kampinoskiej można znaleźć domki, które wyglądają, jakby dopiero co ktoś z nich wyszedł. W szafie wciąż wisi kolekcja krawatów, zbiór śrubek dalej leży w misce razem z zapalniczkami i nożyczkami, kalosze stoją w dużym pokoju. Gdy się przyjrzeć, widać pajęczyny wiszące między przedmiotami, a sarenki i króliki uciekające z okolic drzwi, gdy zbliża się człowiek, też wydają się podejrzane.




W tym odcinku chcę przedstawić trzy wyjątkowe domy w Puszczy Kampinoskiej i bliskiej okolicy. Ponieważ jest w nich dużo wyposażenia, a w co najmniej jednym brak śladów bezdomnych i wcześniejszych zwiedzających, także tym razem nie podam lokalizacji. Zainteresowane osoby pewnie w końcu na nie i tak natrafią.

Okoliczności znalezienia pierwszego z budynków są dziwne i śmieszne. Wracałam wtedy ze szlaku na pewien leśny parking, idąc poboczem jezdni przez pewną miejscowość. Rozglądałam się oczywiście za opuszczonymi domkami. Zauważyłam gospodarstwo bez ogrodzenia. Choć w otoczonym choinkami domu szyby były całe, zdemolowane szopy wzbudzały podejrzenia. Poszłabym sprawdzać, gdyby nie to, że przed domem stał samochód i ktoś się kręcił. Szkoda, pomyślałam sobie, pewnie są jednak jacyś spadkobiercy i chcą remontować czy doglądać. No i poszłam dalej. Wieczorem moja "konkurencja";), czyli "Tajemnicze Miejsca w Puszczy..", piszą do mnie, że jakiś rewelacyjny dom znalazły, że pełno obrazów i wszystkiego. Podają nazwę wsi i... tak, okazało się, że przypadkiem spotkaliśmy się na domkowym szlaku, nie wiedząc, że to my. To ich auto stało pod domkiem, zwodząc mnie;) Byłam tam już następnego dnia.



Wchodzi się do wnętrza i od razu na wprost niegdysiejszych drzwi widać główne, ciemne pomieszczenie z kredensem i naczyniami zostawionymi na suszarce i w szafkach. Tutaj pewnie kiedyś toczyło się życie domku. W oczy rzucają się żółta cerata i kolorowy talerz w wisienki, na którym ktoś zgasił papierosa. Na ścianie wsi Matka Boska Częstochowska. Reszta świętych obrazów jest w drugim pomieszczeniu.






                              















W drugim pokoju jest jeszcze bardziej ciemno. Żeby móc zrobić zdjęcia obrazów i niektórych drobiazgów, na chwilę musiałam przenieść je do lepszego światła, nawet w słoneczny dzień. Potem wszystkie odstawiłam na swoje miejsce. Gdy byłam tam za drugim razem, zobaczyłam, że z szafy ktoś wyrzucił wszystkie kożuchy i kurtki, przykrywając oparte o meble obrazy. Pojawił się też wtedy w chacie (może wcześniej był schowany?) duży obraz-figura. Za brudną szybą jest nie malunek, lecz rzeźba Jezusa. W rogach zatknięte są mniejsze święte obrazki.



















Drugi z domów stoi na zarośniętej górce. Jedna wybita szybka wzbudziła moje podejrzenia. Szłam pod tę górkę z duszą na ramieniu. Dom jest murowany, od zewnątrz wygląda całkiem zwyczajnie. Idzie się od razu na strych, że tak powiem. Są też inne pomieszczenia. Widać ślady bezdomnych, ale są chyba kulturalni, nie podpalają i nie brudzą, tylko butelki po piwie zostawiają na łóżku obok dzieł o Zofii Nałkowskiej.

           
                              









       






Trzeci budynek - Dom Królika - znalazłam zupełnie gdzie indziej, całkiem przypadkiem. Jest z dala od wszelkich popularnych tras. Z zewnątrz wygląda jak zwykła porzucona stodoła, ale w tym dniu zawzięłam się i sprawdzałam nawet najmniej obiecujące ruiny. Podeszłam ostrożnie bliżej i wypłoszyłam jakiegoś polnego królika (zająca?) z okolic progu. Zajrzałam do środka i zaczęłam się zastanawiać, czy na pewno nie włażę właśnie komuś do domu. Ale podeszłam do regału i zobaczyłam ogromne pajęczyny. Za drzwiami do drugiego pokoju był zakonserwowany kampinoski pokój, z takim samym białym kredensem, co w poprzednim domku. Pajęczyny wisiały między ścianami, zaczepione o obrazy. Żadnych szmat, żadnych butelek po alkoholu. Szafa była pełna starych ubrań, tak jak w przypadku dwóch pierwszych domów.





                 











Te domy wcale nie były ukryte głęboko w lesie. Inaczej było w przypadku opuszczonej wsi w samym środku Puszczy Kampinoskiej. Wahałam się, czy w tym przypadku podać lokalizację. Powiedzmy, że jest to dość niedaleko parkingu w Granicy. Idzie się szlakiem w las, potem trzeba nieco zbłądzić. Po drodze mija się piękne nadrzewne kapliczki. Sprzed jednego ze znalezionych tam opuszczonych domów wypłoszyłam sarenkę. Po drugiej stronie byłej "ulicy" przez wieś jest bagno, wcześniej leśne pagórki. Gdy nadeszłam, trzy inne sarenki w równym rządku pobiegły między drzewa, ale nie dałam rady zrobić im zdjęcia.











Przy tej kapliczce dzięki mapie wiedziałam, że zaraz powinien pojawić się jakiś budynek - nie wiadomo, czy opuszczony. W końcu zobaczyłam wyłaniający się zza drzew zadziwiająco duży dom. Murowany, czerwony, piętrowy. Żadna rozpadająca się drewniana chatka z jednym pokojem. Podchodziłam ostrożnie, wyglądał solidnie. Ale balkonowe drzwi był otwarte, brakowało okna. Ktoś najwyraźniej porzucił ten duży, porządny dom stojący ni w pięć, ni w dziesięć w środku lasu, chyba nie kończąc nawet budowy. Dlaczego?



Na podwórku stoi jeszcze klasyczna stodoła i mały drewniany domek, wyglądający jak dla dzieci.


W sieni zobaczyłam widziane już w innych domach jaskrawozielone tapety. Korytarz prowadził do kilku pomieszczeń. W pierwszym były puste regały, otwarte szafki i szuflady. Podeszłam bliżej. Na blacie leżała muszla wielkości dłoni. Poza tym nic w pokoju nie było, żadnego wyposażenia, żadnych obrazów. Zajrzałam do kolejnego pomieszczenia i zobaczyłam na podłodze pojedynczy dziecięcy bucik na macie.







Na strychu nie było nic, jest chyba niewykończony, ale w oknie powiewała firanka. Było jedno pomieszczenie, do którego bałam się wejść - łazienka na końcu korytarza. Wyglądała, jakby było w niej zapalone światło. Oczywiście to niemożliwe. W ogóle ten dom robi przygnębiające wrażenie. Jestem ciekawa, co tam się stało, o co chodzi. Wygląda na nowy. Skąd te dwa pojedyncze przedmioty w środku - bucik i muszla, w środku lasu?

Poszłam drogą dalej. Zza drzew wyłonił się kolejny, tym razem biały kształt. To był mały budyneczek, w środku nic. Ale za nim zobaczyłam rząd białych uli.





Opuszczonych uli jeszcze nie widziałam. Uwaga - ludzie, przynajmniej żywi, może opuścili to miejsce, ale pszczoły nie. W tym momencie moja odwaga się wyczerpała i zrobiłam odwrót. Muszę tam wrócić - na mapie satelitarnej widziałam chyba kolejny opuszczony dom w tej wsi.







2 komentarze:

  1. W trzecim domku jeszcze 9 lat temu ktoś mieszkał... Bardzo ciekawe rzeczy można tam znaleźć. Sama pewnie nie miałabym odwagi zaglądać do tych domków. Zdjęcia podziwiam z przyjemnością.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki! W następnym odcinku będzie dom, w którym ktoś mieszkał 4 miesiące temu

    OdpowiedzUsuń