Droga przecina rzekę Skrwa Lewa. Z racji doświadczeń pokazanych w podlinkowanej wyżej śnieżnej wycieczce ta rzeczka kojarzy mi się z dzikością i przełażeniem po zwalonych pniach. Tutaj jest w wersji ugrzecznionej:>
Szlak szybko wchodzi na gruntowe leśne drogi, potem schodzi nad samo jezioro.
Dróżka zakręca w lewo, wchodzi się w las dalej od jeziora.
Doszłam do rozstaju dróg, mostka i spotkania ze szlakiem żółtym.
Widoki na bardziej już dziką Skrwę Lewą:
Doszłam do Krzywego Kołka, tak jak wtedy w śniegu. To miejsce po dawnej osadzie leśnej. Charakterystyczna jest studnia, dziś pod wiatą. Można na niej przysiąść mimo chybotliwej pokrywy:> Dalej są jeszcze inne pozostałości, ale przyjrzałam się im bliżej później. W latach 80. były tu jeszcze zabudowania.
Czułam się trochę słabo, co w sytuacji bycia kompletnie samej w lesie ma pewne znaczenie. Ale było już tak blisko cmentarza ewangelickiego, którego szukałam. Może półtora kilometra. Ruszyłam tak jak podczas poprzedniej wycieczki leśną nie oznakowaną drogą na południe z postanowieniem szukania aż do skutku.
Ktoś mi poradził w blogowych komentarzach, żebym szukała cmentarzyka tuż za pewnym uschniętym drzewem . Zapomniałam mu tym razem zrobić zdjęcia, ale jest bardzo charakterystyczne i widać je w relacji z poprzedniej wycieczki. "Tuż za" było nieco przesadzonym określeniem:> Wlazłam w krzaczory i szukałam na obrzeżach tej dużej polany. Zauważyłam grupę wyróżniających się starych drzew i poszłam tam - to zazwyczaj dobry trop, jeśli chodzi o zapomniane cmentarze ewangelickie, podobnie jak na przykład pagórki czy gęste, zbite krzaki lilaków. Tym razem stare drzewa faktycznie stały na terenie dawnego cmentarza osadników olenderskich. Pisałam o nich już wcześniej nie raz, między innymi TU.
Nietypowo dobrze zachowane ogrodzenie:
Słupy po dawnej bramie, jak w Ławach w Puszczy Kampinoskiej.
I nagrobki, jest ich dość dużo i są dość dobrze zachowane jak na taki zapomniany cmentarz w tym regionie. Trudno znaleźć bliższe informacje o tym miejscu, wzmianka między innymi TU. Tam właśnie wklejono ciekawe stare mapy, na których widać, że była tu po prostu wieś osadników niemieckich.
Wygląda na to, że leśnicy pamiętają o tym miejscu:
Okazało się, że do cmentarza można też dojść wyraźnymi drogami leśnymi, nie błądząc po krzaczorach. Od jego drugiej strony pojawiła się wyraźna droga. Wróciłam do Krzywego Kołka właśnie tym sposobem:
I wtedy zauważyłam taką betonową "podłogę" za studnią pod wiatą. Pewnie to właśnie tu w latach 80. znajdowała się baza studencka Akademickiego Klubu Jeździeckiego z Łodzi.
Na tyłach Krzywego Kołka mały pagórek z polnymi kamieniami.
Poszłam dalej według żółtych znaków, zgodne z nieco zmodyfikowanym planem szukając zakrętu w prawo przy dojściu szlaku konnego.
Kładka, przez którą przechodziłam rok temu, została chyba załatana:>
Znalazłam szlak konny i ruszyłam na północ, już w kierunku Soczewki.
W tym lesie zrobiłam sobie na pniu dłuższy postój czytelniczy, poczułam się już trochę lepiej, ale to był dzień na nieco krótsze chodzenie. Poszłam dalej według szlaku konnego.
Szlak konny wbrew mapie w pewnym momencie skręcił zdecydowanie w lewo. A ja przecież miałam się trzymać brzegów jeziora Soczewka. Poszłam więc bez znaków prosto i doszłam do takiego ładnego miejsca:
Było jeszcze małe jeziorko w lesie z dużą wyspą pośrodku:
W końcu trzeba było jednak skręcić w lewo, ale na kolejnej przecince odnalazłam znaki szlaku konnego. Szłam nimi do Soczewki, aż zaczęły się domki letniskowe i inne perły PRL-owskiej architektury:>
Już w Soczewce. Wzdłuż brzegów jeziora doszłam z powrotem do kościoła i cmentarza, gdzie czekało autko. Mam nadzieję, że nie jest to moja ostatnia minitrasa w te rejony. Las nigdy mi się nie nudzi, a w dodatku tam zostało jeszcze kilka cmentarzyków do odnalezienia.