czwartek, 13 lipca 2017

Opuszczone wsie łemkowskie i inne miejsca w Beskidzie Niskim i Sądeckim, część 15

Cmentarz łemkowski w Beskidzie Sądeckim pełen porcelanek, cerkiew w Kotaniu i jej okolice, a do tego poranny spacer po wsi Wołowiec i okolicach, czyli tym razem w środku Beskidu Niskiego.




 


Łemkowski cmentarz Ł. był jednym z pierwszych, jakie zwiedziłam podczas marcowo-kwietniowej trasy. Zrobiłam go z marszu, jadąc od Warszawy. Wcześniej zaznaczyłam go sobie na mapie. Jest położony w Beskidzie Sądeckim. Znajduje się kawałek od cerkwi greckokatolickiej, w zaroślach. Zdaje się, ze nie ma tu już pochówków.



Cmentarz został założony w XVIII wieku, dziś najstarsze groby pochodzą z wieku XIX. Jest tu wszystko, co lubię w starych cmentarzach - portrety nagrobne, połamane figurki.


Akurat na tym cmentarzu wyjątkowo często wychodziły mi na zdjęciach ciekawe efekty świetlne, pewnie biorące się z kurzu:


Tu takie coś, jakiś pomarańczowy kurz;>





Ledwo widoczna porcelanka, ale jednak widać zarys postaci mężczyzny w krawacie:



































Cerkiew w Kotaniu jest chyba jedną z najpiękniejszych w regionie, a położony na jej terenie mały cmentarzyk - jednym z najciekawszych w tej kategorii.





Cerkiew p.w. sś Kosmy i Damiana powstała na przełomie XVIII i XIX wieku:


Ci Kosma i Damian przewijają się cały czas. Chyba co druga cerkiew się tak nazywa. Kim oni w ogóle byli? To święci zarówno rzymskokatoliccy, jak i prawosławni. Żyli na przełomie III i IV wieku naszej ery, byli braćmi bliźniakami z Azji Mniejszej. Mieli talent do medycyny i wsławili się tym, że leczyli za darmo biednych. Jako chrześcijanie byli prześladowani za czasów rzymskiego cesarza Dioklecjana i w końcu zostali zamordowani.



Szyszka w alarmie przeciwpożarowym:>




Powyżej pokazałam mały cmentarzyk przy cerkwi, a teraz parę pomników na terenie samej cerkwi. Warto je obejrzeć, wszystkie są ciekawe.











Te poniszczone figury robią szczególne wrażenie:











Jedną z odwiedzonych przeze mnie łemkowskich wsi był Wołowiec. Świetny punkt wypadowy, piękna miejscowość.Z samego rana wybrałam się tam na spacer. Od agroturystyki, gdzie nocowałam, weszłam kawałek polem na górkę, a potem szłam w górę wsi.




Natknęłam się na resztki gospodarstwa położone już zupełnie poza drogami, nawet tymi polnymi. Była studnia i zapomniana, wciąż pomalowana na niebiesko zniszczona kapliczka.








Żeby zejść z powrotem do wsi, musiałam przejść po kamieniach przez potok. Na ulicy nie było jeszcze nikogo.






Na jednej z posesji wypatrzyłam groszkowego Tarpana. Mam słabość do Tarpanów, tak jak i Żuków :>













































c.d.n.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz